Był odważny. Bez owijania w bawełnę opowiadał się po stronie prześladowanych, skrzywdzonych i zgnębionych. Nic dziwnego, że dla komunistycznej władzy kapelan „Solidarności” był solą w oku. W 1984 roku funkcjonariusze służby bezpieczeństwa porwali go, gdy wracał ze spotkania Duszpasterstwa Ludzi Pracy w parafii w Bydgoszczy. Kończąc swą ostatnią Mszę św. ks. Jerzy powiedział: „Módlmy się, abyśmy byli wolni od zastraszania, a przede wszystkim od żądzy odwetu i przemocy”.
19 października 1984 roku w pobliżu Górska pod Toruniem zatrzymała go drogówka. Byli to przebrani funkcjonariusze Samodzielnej Grupy „D” Departamentu IV MSW. Od razu rozpoczęło się bicie. Zamknięty w bagażniku ks. Jerzy starał się wydostać, więc porywacze co chwilę bili go do nieprzytomności. Związali go tak, by każda kolejna próba wyprostowania nóg powodowała zaciskanie pętli na szyi i duszenie.
30 października z zalewu na Wiśle wyłowiono zmasakrowane ciało kapelana „Solidarności”. Jego pogrzeb zgromadził kilkaset tysięcy ludzi, którzy na pamięć znali dewizę jego życia: „Zło dobrem zwyciężaj”.