Dominik Guzmán przez cały dzień chodził po rozpalonym słońcem Rzymie i rozmawiał z ludźmi. Pomagał biedakom, pocieszał tych, którzy przeżywali ogromne trudności, ale gdy zapadł zmrok, bracia widzieli, jak zamykał się w ogromnym kościele św. Sabiny i płakał: „Boże, co się stanie z grzesznikami?”.
„Był człowiekiem, który płakał, i w jego błyszczących łzach widać było miłość” – opowiadają o nim dominikaninie.
W czasach, w których żył, w południowej Francji i we Włoszech jak grzyby po deszczu wyrastały sekty katarów. Czy to ludzie, którzy mieli nieustanny katar? Nie! To ruch religijny którzy głosił, że należy żyć w całkowitym ubóstwie. Dominik zrozumiał, że aby do nich dotrzeć, sam musi stać się żebrakiem. Zaczął od tego, że… zdjął z nóg sandały. Ruszył w świat o żebraczym chlebie. Nic dziwnego, że poszły za nim prawdziwe tłumy!