Nie tylko spacerował po linie, wdrapywał się na drzewa i miewał prorocze sny. Całe serce oddał młodym. Założyciel salezjanów wykonał nieprawdopodobną pracę. Stworzył nowy model wychowania, które dotąd oparte było przede wszystkim na systemie surowych kar. Zakazał wszelkiego rodzaju kar cielesnych. Wprowadził rewolucyjną zasadę, że wychowawca ma być przyjacielem, a nie osobą, która nadzoruje i wymierza uczniom odpowiednie kary.
Urodzony w 1815 roku we włoskim Becchi kapłan był postacią nietuzinkową. Linoskoczek, sztukmistrz, znakomity gawędziarz (swymi opowieściami, zwanymi „kazaniami”, już jako nastolatek porywał nie tylko dzieciaki, ale i dorosłych, którzy z zapartym tchem słuchali jego słów). Potrafił świetnie szyć, robić likiery, naprawiać buty i… Bóg wie, co jeszcze.
Nie czekał na młodych w kościele, starał się być tam, gdzie byli oni: w bramach, na ulicach, w miejscach ich pracy. Swojej działalności nie ograniczał do głoszenia kazań i katechez, ale proponował wspólne, ciekawe spędzanie wolnego czasu. Mówił swym współpracownikom: musisz kochać to, co kocha młody człowiek. Często powtarzał: „Niech cię nic nie niepokoi. Odwagi – idziemy dalej!”.