„Jestem gotów na wszystko, przyjmuję wszystko” – szeptał. I tak żył.
„Liczą się jedynie przyjemności – opowiadał bez zbędnego owijania w bawełnę o swej burzliwej młodości. – Straciłem wiarę. Nigdy nie byłem w tak opłakanym stanie ducha. Byłem cały egoizmem, bezbożnością, pragnieniem zła. Byłem jak oszalały”. Pytanie o Boga spędzało Karolowi sen z powiek. Choć twierdził, że jest niewierzący, całymi godzinami przesiadywał w kościołach. Duchowe poszukiwania doprowadziły go do odkrycia: Jezus aż przez 30 lat żył w ukryciu Nazaretu, a publicznie działał „jedynie” przez trzy lata. Francuz podjął decyzję: chcę być jak On: mały, pokorny, niezauważony.
Karol de Foucauld ruszył na pustynię, by nawracać muzułmanów, ale pozostał na niej, by… żyć jako ich brat. „Boże mój, polecam Ci z całej duszy ich nawrócenie. Ofiaruję Ci za nich moje życie, za nawrócenie Maroka, za ludy Sahary, za wszystkich niewiernych” – pisał.
Umierał samotnie. Nie domyślał się, że tysiące Małych Braci i Sióstr ruszy jego pustynnym śladem.