3 września 2084 roku
"NIECH BĘDZIE CHWAŁA, I CZEŚĆ, I UWIELBIENIE"!!! Wygląda na to, że moje modlitwy zostały wreszcie wysłuchane! W dniu dzisiejszym, około godziny 3:00 rano usłyszałam dziwny stukot - zupełnie, jakby ktoś pukał w szybę oddziału skazańców. Niemal natychmiast zerwałam się z łóżka, spojrzałam w stronę okna i ujrzałam szczupłą sylwetkę mężczyzny, odzianego w czarny płaszcz, okulary przeciwsłoneczne oraz ciemny skórzany kapelusz (nakrycie głowy w znacznym stopniu zasłaniało twarz nieznajomego). Nieco zlękniona, aczkolwiek gotowa na wszystko zdecydowałam się otworzyć okno. Stwierdziłam, iż tajemniczy człowiek nie może być włamywaczem - powszechnie wiadomo, że inteligentni przestępcy działają szybko i bezszelestnie, nie zwracają na siebie uwagi potencjalnych ofiar. Nocny gość uśmiechnął się jak mały, pogodny łobuziak i zdjął okulary przeciwsłoneczne - ujrzałam wtedy znane mi z telewizji wielkie, błękitne oczy, w których błyszczała dobroć, łagodność oraz zadziwiająca naiwność. Omal nie podskoczyłam ze zdziwienia i radości.
- Beniamin von Seelen! - wykrztusiłam z siebie nazwisko ulubionego, młodziutkiego polityka. Trzeci Wódz zachichotał jak chłopiec, który razem z kumplami przygotowuje jakiś dowcip.
- Szybko, obudź pozostałych, nie mamy chwili do stracenia! - powiedział konspiracyjnym szeptem.
Podbiegłam do łóżek Roxany i Joachima, zaczęłam ich szarpać za ręce, klepać po twarzach.
- Na miłość Boską, obudźcie się!! - starałam się mówić w miarę cicho i spokojnie, jednak nie byłam w stanie wyeliminować z mojego głosu ogromnej ekscytacji. - Błagam was, wstawajcie, tylko nie róbcie zbędnego hałasu!!
Kolejne wydarzenia potoczyły się tak szybko, iż nie byłam w stanie nacieszyć się żadnym z nich. Aktualnie przebywam w zimowej rezydencji Trzeciego Wodza ERP. Nie wiem, kiedy odezwę się ponownie.
5 września 2084 roku
Joachim, Roxana i ja nadal ukrywamy się w zimowym pałacu von Seelena. Wczoraj wieczorem Trzeci Wódz powiedział nam, że skoro nie mógł wywalczyć naszej wolności za pomocą słów, zdecydował się wykonać nieco odważniejszy krok. Bez trudu odnalazł adres kliniki "Dignitte", złamał szyfr, otwierający bramę (cóż, psycholodzy od razu mówili, że to genialna bestia!), pozbył się kraty, umieszczonej po zewnętrznej stronie okna i ruszył nam na pomoc. Domyśla się, że nikt nie uznaje go za podejrzanego w sprawie "porwania" trójki pacjentów. Zapowiada jednak rychłą ucieczkę z kraju. Nie jestem do końca zadowolona z tego pomysłu, ponieważ nie mam przy sobie pieniędzy, dokumentów itd. Nigdy jednak nie wypowiadam się na ten temat. "W najbliższym czasie zabiorę was do Stanów Zjednoczonych. Mam dobry kontakt z prezydent Sarą Cleevered: to naprawdę miła starsza pani, która pomoże wam przetrwać na obczyźnie. Jestem pewien, że wkrótce będziecie mogli odetchnąć z ulgą. Chodzi po prostu o to, żeby nie tracić nadziei na lepsze jutro" - powiedział spokojnie von Seelen.
"W porządku, zostawi nas pan w zupełnie obcym kraju, a następnie wróci do Polski i będzie robił dobrą minę do złej gry. Ale co się stanie z Joachimem, Roxaną i mną? W jaki sposób uda nam się rozpocząć nowe życie? Co zrobimy, kiedy wylądujemy już w Stanach Zjednoczonych? - pytałam, pragnąc omówić z Trzecim Wodzem wszystkie możliwe scenariusze. - Przeżyjemy kilka dni, ale co będzie potem?". "Potem zastanowicie się, co robić dalej. Wierzę, iż uda wam się pokonać wszelkie przeciwności losu" - odparł łagodnie polityk, "uśmiechając się" do mnie tymi dziecinnymi, błękitnymi oczami.
On jest POTWORNIE naiwny - stwierdziłam w myślach.
6 września 2084 roku
Tak, tak... Trwają przygotowania do wielkiej ucieczki z Europejskiej Republiki Polski - cały mój organizm szaleje, nie wiedząc do końca, czy powinien przyjąć radość, ekscytację, lęk, wątpliwość czy niezadowolenie. Beniamin von Seelen kupił nam kilka najpotrzebniejszych przedmiotów codziennego użytku: ubrania, środki czystości, żywność, a nawet po dwa notesy i cztery długopisy (dwa niebieskie, jeden czarny, jeden czerwony). Oprócz tego zaopatrzył nas w nowiutkie walizki; jeśli chodzi o mnie, otrzymałam duży, porpurowy kuferek z kaligraficznym napisem: "Gothic life or gothic death?". Hehehe, doszłam do wniosku, iż z pewnego punktu widzenia nasze losy wyglądają naprawdę zabawnie. Oraz, oczywiście, prawdziwie absurdalnie. Szkoda jedynie, że żadne z nas (z wyjątkiem von Seelena) nie ma ochoty na żarty. CZARNA KOMEDIA!!!
7 września 2084 roku
W dniu dzisiejszym wstałam bardzo wcześnie, żeby - przed wyjazdem do Stanów Zjednoczonych - po raz ostatni pobawić się komputerem von Seelena. Instynktownie zalogowałam się do Internetu i otworzyłam moją skrzynkę e-mailową. Byłam w szoku, kiedy odnalazłam w niej wiadomość od dr Anhedonii de Pressio! Zwłaszcza, iż treść listu mówiła sama za siebie...
Szanowna Panno Sas!
O ile mi wiadomo, przebywa Panna w nikomu nieznanym miejscu. Czuję się jednak zobowiązana przekazać Pannie informację, która (zgodnie z decyzją doktor Herodiady Szakal, Prezesa Wojewódzkiego Związku Lekarzy Eutanastów) pozostanie aktualna aż do Panny powrotu. W wyniku systemowo-technicznego przeglądu mojego wyspecjalizowanego komputera wykryto poważny błąd w programie "Eutan 666". Okazało się, iż Panny stan zdrowia jest o wiele lepszy, niż oceniło to urządzenie - zgodnie z ustawą Ministra Zdrowia nie podlega Panna obowiązkowej eutanazji. W imieniu moim oraz całego Wojewódzkiego Związku Lekarzy Eutanastów przepraszam za wystawienie niewłaściwej diagnozy oraz narażenie Panny na niepotrzebną śmierć. Jednocześnie chciałabym wyrazić ulgę z powodu uniknięcia przez Pannę zabiegu uśmiercenia. Liczę, że szybko powróci Panna do rodzinnego miasta - Wróżkowic. Gorąco zachęcam Pannę do zostawienia swojego wpisu w Księdze Skarg i Zażaleń, należącej do firmy "Dignitte":
mfi://iiw.wrozkowice.dignitte.eu.pl/xiega.np
Z poważaniem
Dr Anhedonia de Pressio,
lekarz rodzinny
P.S. Uprzejmie proszę zgłosić się do najbliższego urzędu pocztowego w celu odebrania odszkodowania w wysokości 600 euro (pieniądze zostały przelane na Panny konto dnia 2084-09-07 o godz. 0:01:46).
Wynika z tego, że moje życie jest warte dokładnie 600 euro. To znacznie mniej, niż najnowszy model telefonu komórkowego, wyprodukowanego przez norweską firmę "Lacrimeta". Świetnie. Dziękuję za informację. Nie miałam o tym pojęcia.
Chwała Bogu, że przynajmniej mogę spokojnie powrócić do Wróżkowic; Roxana i Joachim znajdują się w o wiele gorszym położeniu, niż ja. Mam nadzieję, iż za Wielką Wodą uda im się odnaleźć spokój, szczęście oraz tak bardzo pożądane bezpieczeństwo.