Padre Kino stosował swoistą metodę „ewangelizacji poprzez przyjaźń”, która odbywała się głównie za pomocą gestów i języka migowego. Rozpoczynał od rozdawania szklanych paciorków, wstążek, lusterek, nożyczek...
Często przechadzał się z kałamarzem w ręku, notując sobie słówka i ich wymowę. Nawiązywał kontakty z dziećmi, które są wyjątkowo dobrymi nauczycielami. Wynajdywał coraz to nowe, pomysłowe sposoby przekazywania podstawowych prawd wiary. Długo wspominano, jak wyjaśniał zmartwychwstanie, reanimując pozornie martwe muchy!
Aby przyciągnąć miejscowych ludzi, Padre Kino odprawiał wspaniałe ceremonie z użyciem bogatych szat i naczyń liturgicznych. Nauczył się jednak podchodzić do takich okazji z dystansem i poczuciem humoru. Z lubością opowiadał o tym, jak to kiedyś taka ceremonia omal nie przeistoczyła się w awanturę, kiedy to plączący się w pobliżu pies, podrażniony przez jakiegoś chłopca, ugryzł jednego z wiernych.
Innym razem grupa Indian przybyłych na uroczystości religijne przeraziła się tego, co zdaniem Ojca Euzebiusza było „okazałym i pięknym wizerunkiem Chrystusa” – wizerunkiem, dodajmy, Chrystusa ukrzyżowanego, gdyż na jego widok przerażeni pielgrzymi rzucili się do ucieczki. „Prawie nie śmieli się odezwać ani do nas, ani do siebie nawzajem, jedynie głosem ściszonym prawie do szeptu pytali, kim był ten człowiek, kto go zabił i czy on nam wyrządził jakąś straszną krzywdę, bo wprost nie mieściło im się w głowie, żebyśmy mogli kogoś w ten sposób potraktować”.
Pogoda ducha Ojca Euzebiusza i jego płomienna miłość do Boga łamały wszelkie bariery. Jego dobroć i fascynująca osobowość wzbudzały zaufanie Indian. Podbijał ich serca autentyczną miłością i szacunkiem.
KRÓLESTWO ZIEMSKIE I NIEBIESKIE
Padre Kino poruszał się po śliskim gruncie. Z jednej strony popierał króla hiszpańskiego i w rozprzestrzenianiu imperium widział doskonałą okazję do szerzenia chrześcijaństwa. Z drugiej jednak strony lojalność wobec Króla królów kazała mu przeciwstawiać się każdemu Hiszpanowi, który odmawiał traktowania rdzennych mieszkańców z należnym im szacunkiem.
Właściciele kopalń i wszelcy wyzyskiwacze usiłujący wykorzystywać Indian musieli mieć się na baczności przed nieustraszonym jezuitą. Pewnego razu, słysząc o mającej się odbyć nazajutrz egzekucji mężczyzny z plemienia Pima, Ojciec Kino wyruszył konno po nocy w morderczą siedemdziesięciomilową podróż, aby uratować mu życie. W kwietniu 1695 roku, kiedy to w wyniku rebelii kilka stacji misyjnych uległo zniszczeniu, a jeden z jezuitów poniósł śmierć męczeńską, stanął pomiędzy zwaśnionymi stronami jako negocjator, chcąc zapobiec dalszemu przelewowi krwi i położyć kres nadużyciom, które doprowadziły do wybuchu zamieszek.
Ojciec Euzebiusz często bronił Indian Pima przed zarzutami, że nie da się bądź nie warto ich ewangelizować. Godzien ubolewania jest fakt, że ataki te pochodziły również od jego przełożonego zakonnego, który pozazdrościł Ojcu Kino odniesionego sukcesu i w obszernym piśmie usiłował podważyć jego wiarygodność. Jeden z jezuitów, piastujący wysokie stanowisko, napisał wówczas list do Ojca Kino, wyrażając w nim głęboki smutek z powodu tych prześladowań i uznanie dla „cierpliwości i cnoty” zakonnika.
Cnota Ojca Kino stała się oczywista dla wszystkich, kiedy nadszedł czas jego wejścia do królestwa, któremu z takim oddaniem służył przez całe swoje życie. 15 marca 1711 roku, podczas odprawiania mszy inaugurującej działalność nowej kaplicy misyjnej, sześćdziesięciopięcioletni misjonarz zasłabł. Zmarł jeszcze przed północą – „tak jak żył, w ogromnym ubóstwie i pokorze” – pisał jego przyjaciel i następca, Padre Luis Velarde. „Jego łożem śmierci było posłanie, na którym zwykł sypiać, składające się z dwóch skór cielęcych zamiast materaca, dwóch indiańskich koców i siodła służącego za poduszkę.”
Ojciec Euzebiusz Kino został pochowany w tejże kaplicy w meksykańskiej miejscowości Magdalena. Jego grób, odnaleziony w 1966 roku, stał się miejscem licznych pielgrzymek. Wielu z pielgrzymów przybywających dziś na to miejsce modli się także w intencji rychłego zakończenia procesu beatyfikacyjnego Padre Kino. Jeśli ich modlitwy zostaną wysłuchane, niestrudzony „Padre na koniu” stanie się pierwszym błogosławionym kowbojem w dziejach Kościoła.
źródło:www.apologetyka.katolik.pl