nasze media Mały Gość 12/2024

Franciszek Kucharczak

dodane 05.09.2006 15:10

Koniec stolicy Wschodu

Atakujcie do skutku
Gdy minęło pięć tygodni, Mehmed II zaczął się niepokoić. Obawiał się, że z odsieczą przybędą wojska innych państw chrześcijańskich. Dlatego postanowił, że 29 maja rozpocznie się szturm, który będzie trwał aż do skutku.
Obrońcy Konstantynopola wiedzieli, że szykuje się ostateczna rozprawa. Można było to poznać po ruchach wojsk i ustawieniu machin oblężniczych. Późnym wieczorem 28 maja cesarz Konstantyn XI, Giustiniani i wielu znaczniejszych mieszkańców stolicy spotkało się w tysiącletniej świątyni Hagia Sophia. Pod kopułą najwspanialszego kościoła Wschodu odbyło się ostatnie nabożeństwo. Po modlitwie wszyscy padli sobie w ramiona, przepraszając i prosząc o wybaczenie. Po raz pierwszy od stuleci prawosławni jednali się z katolikami.
Wtedy zdarzyła się dziwna rzecz. Nad kopułą świątyni pojawiło się światło nieznanego pochodzenia. Było tak wyraźne, że strach ogarnął nawet sułtana. „To światło prawdziwej wiary, które wkrótce zaświeci w tym przybytku niewiernych” – uspokajali go imamowie.

Klęska
Rano na mury ruszyły nieprzebrane tłumy Turków. Walka rozgorzała na znacznej długości murów. Chrześcijanie wciąż jednak nie dawali się z nich zepchnąć. Grzmotom armat odpowiadał skrzyp katapult i gwizd pocisków. Jęki ginących mieszały się z okrzykami triumfu. Mijały godziny straszliwego wysiłku walczących. Sułtan rzucił do ataku swoją najlepszą piechotę – janczarów. Ale i oni utknęli pod murami. Jakaś nadludzka siła zdawała się towarzyszyć obrońcom.
W pewnym momencie grupa janczarów trafiła na stare niebronione przejście w murze. Gdy dostali się do środka, rzucili się do plądrowania pałaców. Obrońcy zdołali jednak zwołać posiłki. Zamknęli bramę i zepchnęli intruzów między mur zewnętrzny a wewnętrzny. Trwała wściekła walka wręcz, gdy Giustiniani został śmiertelnie ranny. Powstało zamieszanie. Wykorzystali to janczarzy. Wyrwali się z potrzasku i otwarli drogę dla głównych sił.
Cesarz Konstantyn zrozumiał, że wszystko stracone. Nie chciał być wzięty żywcem, gdy ginęło jego miasto. Zsiadł z konia, zdjął insygnia cesarskie i wmieszał się w walczący tłum. Wtedy widziano go po raz ostatni.

Tureckie imperium nie poprzestało na zajęciu Bizancjum. W kolejnych stuleciach wojska proroka Mahometa wiele razy wyciągały ręce po ziemie chrześcijan, aż doszły pod Wiedeń. Po klęsce zadanej im tam przez polskiego króla Turcja zakończyła epokę wielkich podbojów.


(Mały Gość 5/2006)
« 1 2 3 »
oceń artykuł Pobieranie..