Dobrze to wymyśliliśmy w redakcji, co? Głowy zapewne stracić nie chcecie, a zostać półgłówkiem, tym bardziej nie. Czy jest jakiś kandydat do klubu półgłówków? Nie sądzę. Ja w każdym razie – i deklaruję to jasno i uroczyście – wolę biegać bez głowy i zostać filarem, niż mieć pół głowy i zostać … półgłówką (ze względu na rodzaj żeński).
Głowa jest ważna, ale nie najważniejsza. Są sprawy, dla których można ją stracić. Niektórzy tracą głowę dla sympatycznej Joasi z piątej „b” lub przystojnego Wojtka z szóstej „c”. Nie jest to zbyt mądre. Dla koleżanki lub kolegi można stracić co najwyżej pół głowy. Kim się wtedy zostaje, nie muszę pisać.
Kiedy jednak ktoś traci głowę dla Pana Boga, staje się filarem. Mocnym, twardym, nie do obalenia. Nie wierzycie? Już Was przekonuję. Cała Dwunastka Apostołów nazywana jest filarami, na których wspiera się Kościół. Bo wszyscy stracili głowę dla Pana Jezusa. Przede wszystkim w znaczeniu przenośnym, to znaczy dla Pana Jezusa potrafili wszystko poświęcić, nawet życie. Jedenastu z nich zginęło śmiercią męczeńską. Po kolei możemy wyliczać. Na początek choćby Jakub, zwany Starszym, bo wśród apostołów było dwóch Jakubów, stąd jednego nazwano Starszym, drugiego Młodszym. Ten Starszy głowę stracił dosłownie. Najprawdopodobniej został ścięty w więzieniu w Jerozolimie.
Podobnie było z apostołem Judą. Ten dla odmiany stracił głowę od topora. Piotra ukrzyżowano w Rzymie głową w dół. Sam tak chciał, bo nie czuł się godny umierać tak, jak Pan Jezus, z głową do góry. Bartłomiej z miłości do Pana Jezusa dotarł podobno aż do Mezopotamii, gdzie odarto go ze skóry. Z kolei Andrzej został przybity do krzyża w kształcie litery X. Kogo by tu jeszcze wspomnieć? O, chociażby Filipa. Też zginął na krzyżu, ale w kształcie litery T, a jego ręce przywiązano, a nie przybito, do poprzecznego ramienia krzyża.
A Tomasz? Ten, który nie chciał uwierzyć, że Pan Jezus zmartwychwstał. Został przebity włócznią. Jedynie Jan, najmłodszy spośród apostołów, dożył starości i umarł śmiercią naturalną. Więcej o każdym z apostołów przeczytacie w kolejnych numerach „Małego Gościa”, w dodatku nazwanym „Filary wiary”. W tym numerze mowa jest o św. Piotrze, pierwszym wśród apostołów. A kto niecierpliwy i już chciałby czytać, niech zaglądnie na „małogościową” stronę internetową www.malygosc.pl. Tam w zakładce pod nazwą „wniebowzięci” znajdzie mnóstwo informacji o apostołach.
Czy chcę Was zachęcać do męczeństwa? Zdecydowanie tak. Dziwicie się? Nie, nie pomyliłam się. Ale to nie taka prosta sprawa. Na męczeństwo trzeba sobie zasłużyć. Czym? Tylko jednym. Wielką miłością do Pana Jezusa. Według Słownika Języka Polskiego, straceniec to człowiek gotowy na wszystko, bez względu na to, czy się naraża na niebezpieczeństwo, czy nawet na śmierć. Ci z okładki straceńcami zostali nazwani nie dlatego, że muszą iść do szkoły (chociaż w tym wypadku też trzeba być gotowym na wielkie niebezpieczeństwa – w obecności niektórych nauczycieli jedynka może spaść na człowieka jak grom z jasnego nieba), ale dlatego, że chcą stracić głowę, a nie pół głowy. Oni chcą zostać straceńcami, czyli ludźmi gotowymi na wszystko dla na Pana Jezusa.
Zapewniam Was, że warto zostać takim straceńcem. Kto traci coś ze względu na Pana Jezusa, może być pewien, że zyska o wiele więcej. Gdyby zatem ktoś zdecydował się dołączyć do klubu straceńców, który niniejszym tworzę i otwieram, serdecznie zapraszam.
Napiszcie, co potraficie zrobić z miłości do Pana Jezusa. Piszcie zwykłą pocztą z dopiskiem „Klub straceńców” lub na adres mailowy: maly@goscniedzielny.pl
Pozdrawia Was Gabi Szulik,
założycielka i samozwańcza
szefowa Klubu straceńców,
która zdecydowanie bardziej
woli stracić całą głowę
niż pół głowy
(dawno nie wymyśliłam tak długiego podpisu)
KLUB STRACEŃCÓW
– dla tych, którzy stracili całą głowę dla Pana Jezusa
– zgłoszenia pocztą zwykłą lub mailową: maly@goscniedzielny.pl
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.