Greccy piłkarze popsuli Polakom zabawę w dniu inauguracji Euro 2012 w Warszawie - pisze w sobotę niemiecka prasa, komentując piątkowy remis (1:1). Ocenia też jednak, że był to mecz lepszy, niż wiele spotkań otwierających podobne duże turnieje.
"Mecz nie był wprawdzie świętem futbolu dla publiczności, ale spotkaniem, które trzymało w napięciu i dało tematy do dyskusji, a ze swymi dwoma bramkami i dwiema czerwonymi kartkami było także znacznie ciekawsze niż większość innych rozpoczynających wielkie turnieje. Wymarzony start, na który mieli nadzieję gospodarze udał się tylko na 50 minut" - pisze "Frankfurter Allgemeine Zeitung".
Reporter zaznaczył, że Polacy zaczęli jak "biało-czerwona straż pożarna", ale gdy objęli prowadzenie, spadło u nich tempo gry i coraz bardziej tracili przewagę na boisku; brakowało im pewności, by kontrolować przebieg spotkania.
"Przed pierwszym gwizdkiem 58 tysięcy kibiców, którzy zasiedli pod dachem nowego Stadionu Narodowego obejrzało wesołą, cukierkową uroczystość otwarcia ME pozbawioną pompatycznego symbolicznego ciężaru wielu olimpijskich ceremonii. Zainscenizowany luz nie pozwolił zapomnieć o politycznym ciężarze turnieju, o czym można się było przekonać spoglądając na trybunę honorową, gdzie szef UEFA Michel Platini czuł się widocznie nieswojo siedząc obok prezydenta Ukrainy Wiktora Janukowycza. Przez jego rozumienie demokracji reszta politycznej Europy postanowiła trzymać się na dystans od turnieju" - pisze "FAZ".
"Die Welt" stwierdza, że Grecja popsuła gospodarzom zabawę. "Pięć lat Polacy czekali na ten dzień. Byli dumni, że mogą zorganizować te mistrzostwa, dumni z nowych stadionów, z których to Stadion Narodowy w Warszawie udał się szczególnie okazale. I po tym, jak walczyli z nerwowością dnia otwarcia ME, mogli też być dumni ze swojej reprezentacji. Po dominacji w pierwszej połowie meczu przeciw Grekom wydawali się pewnymi zwycięzcami. Heroiczny czyn rezerwowego bramkarza Przemysława Tytonia zapewnił przynajmniej jeden punkt. Na końcu ciekawego i pełnego napięcia spotkania było 1:1" - relacjonuje gazeta.
"Po optycznie w dobrym stylu, ale akustycznie nieco przesadzonej ceremonii otwarcia, Polacy zaprezentowali się z zadziwiająco mocnej strony" - dodaje "Die Welt". Podkreśla też, że główną rolę przejęło "trio z Borussii Dortmund" - Jakub Błaszczykowski, Łukasz Piszczek i Robert Lewandowski.
Dziennik "Sueddeutssche Zeitung" napisał, że po 17. minucie spotkania wyglądało to tak, jakby Polska już weszła do finału. "Cała ławka rezerwowych pobiegła, by gratulować strzelcowi bramki. Na koniec pozostało jednak tylko 1:1 i wrażanie, że jeden Lewandowski lata nie czyni".
Ze względów bezpieczeństwa, kiedy korzystasz z możliwości napisania komentarza lub dodania intencji, w logach systemowych zapisuje się Twoje IP. Mają do niego dostęp wyłącznie uprawnieni administratorzy systemu. Administratorem Twoich danych jest Instytut Gość Media, z siedzibą w Katowicach 40-042, ul. Wita Stwosza 11. Szanujemy Twoje dane i chronimy je. Szczegółowe informacje na ten temat oraz i prawa, jakie Ci przysługują, opisaliśmy w Polityce prywatności.