nasze media Mały Gość 12/2024

Franciszek Kucharczak

dodane 07.09.2006 13:22

Głupia odwaga - Litlle Big Horn, czerwiec 1876

Indianie z białymi wygrywali jedynie w drobnych potyczkach. Tylko raz odnieśli całkowite zwycięstwo… i źle na tym wyszli.

Było gorące popołudnie 25 czerwca 1876 roku. Nad wzgórzami Little Big Horn unosił się wielki tuman kurzu i niewiele można było dostrzec. Dało się za to usłyszeć gęstą strzelaninę. Strzały padały bezładnie, najpierw zlewając się niemal w jeden wielki huk, a potem coraz rzadziej i rzadziej. Po niespełna godzinie wszystko ucichło.


Dzielni, ale martwi

Gdy rankiem następnego dnia na miejsce bitwy dotarły oddziały generała Terry’ego i pułkownika Gibbona, żołnierze znaleźli tam ponad dwieście ciał swoich kolegów, w tym trupa dowódcy, pułkownika George’a Custera. Jedyną żywą istotą, która wszystko widziała, był koń Komancz, stojący nad zwłokami swojego pana, kapitana Keogha. Wierzchowiec miał wiele ran, a siodło tak przekręcone, że zwisało mu pod brzuchem. Gdyby mógł mówić, byłby najcenniejszym świadkiem tego, co się wydarzyło. Ponieważ jednak wszyscy biali uczestnicy bitwy zginęli, nie wszystko jest do dziś jasne.
Po latach udało się znaleźć paru Indian, którzy zgodzili się mówić. „Zabili ich tak szybko, że nie można się było dokładnie zorientować ani policzyć” – powiedział wojownik z plemienia Dakota. Jeden z wodzów z uznaniem wspominał walczących żołnierzy: „Walczyli w szyku i tak dzielnie jak wojownicy, dopóki nie zabiliśmy ostatniego”.

Bufon dowódcą
Ważną rzecz o dowódcy zniszczonego oddziału, pułkowniku Custerze, powiedział wódz Dakotów, Siedzący Byk: „Walczył dzielnie, ale zachował się jak głupiec i dlatego zginął”.
Miał rację. George Custer był odważny, ale nierozważny. Miał też bardzo dobre mniemanie o sobie. Od początku swojej kariery mówił o „szczęściu Custera”, a dowódca, który liczy na szczęście, jest niebezpieczny dla swoich podwładnych. Nigdy przecież nie wiadomo, kiedy jego szczęście się skończy.
Ale Custer wierzył, że jest kimś wyjątkowym. Wprowadził w swoim 7. pułku kawalerii żelazną dyscyplinę, ale sam się do niej nie stosował. Nawet mundur nosił własnego pomysłu, a do bitwy wkładał spodnie i kurtkę z jeleniej skóry z frędzlami i kapelusz z szerokim rondem. Miał też długie, opadające na ramiona włosy.
Indianie znali go doskonale. Wiele razy atakował ich obozy, zawsze o świcie i – w miarę możliwości – od strony wschodzącego słońca. Dlatego niektórzy czerwonoskórzy nazywali go Synem Gwiazdy Porannej. Mimo tej ładnej nazwy był dla nich aniołem śmierci. Jego żołnierze masakrowali opornych, pojmanych mężczyzn od razu wieszali, a dzieci i kobiety brali do niewoli. W ten sposób Custer chciał zlikwidować problem Indian.
Bo z Indianami były same kłopoty. Nie chcieli siedzieć w rezerwatach, a ponadto czasem okazywało się, że na terenie rezerwatu jest złoto. Wtedy białych nie dało się powstrzymać. Przybywali tysiącami i wbrew umowie naruszali przyznane Indianom tereny. Ci próbowali walczyć o swoje i tak rozpętywała się wojna.

« 1 2 3 »
oceń artykuł Pobieranie..