nasze media Mały Gość 12/2024

Franciszek Kucharczak

dodane 30.08.2006 12:48

1854 marzec - Moskwa Iwan śmiertelnie groźny

Gdyby nie ten człowiek, Rosja byłaby dziś innym krajem. Pewnie szczęśliwszym.

Gdy nastał marzec 1584 roku, car Iwan Groźny był już wrakiem człowieka. Włóczył się jak złowrogi cień po korytarzach Kremla i mamrotał coś do siebie. Co jakiś czas przystawał, jakby próbując sobie coś przypomnieć. Potem pochylał się nad kartami pergaminu i pisał: „100 rodzin w miasteczku koło Moskwy”, „30 mnichów w pskowskim monastyrze”, „Książę Wasyl Staricki, jego żona i dwoje dzieci”.
To były wykazy jego ofiar. Potem gońcy wieźli je wraz z bogatymi darami do klasztorów, gdzie mnisi mieli modlić się za zamordowanych. Takich list przybywało i przybywało, a car coraz bardziej zapadał się w siebie. Czasami, ni z tego, ni z owego, mówił do swojego syna, następcy tronu. Tylko że syn nie żył. Iwan zabił go trzy lata wcześniej w furii ciosem okutej żelazem lachy, z którą nigdy się nie rozstawał. Syn ośmielił się czynić mu wyrzuty, że pobił jego oczekującą dziecka żonę, wskutek czego poroniła. Kiedy okrwawiony syn leżał już na ziemi, car opamiętał się, ale było za późno.

Potwory z psią głową
Ze wszystkim było już za późno. Całe Państwo Moskiewskie leżało u stóp strasznego władcy, zastraszone i splądrowane. To była robota opryczników – gotowych na każde łajdactwo najbliższych ludzi cara. „Oprycznik” oznacza wyodrębnionego. Byli wyodrębnieni, bo car ich wyciągnął z zupełnej nędzy, dopuścił do swego otoczenia i dał władzę nad życiem swoich poddanych. Każdy z tych typów spod ciemnej gwiazdy miał na swoim koncie straszliwe zbrodnie. Takich właśnie potrzebował Iwan Groźny. Gnali po kraju z zatkniętą na drzewcu miotłą i głową psa. Miotła oznaczała, że oprycznicy uprzątną ciała wrogów cara, które wcześniej rozszarpią, jak wściekłe psy – stąd psia głowa. Oprycznicy mordowali wrogów prawdziwych lub wymyślonych tak, żeby nie miał się kto po nich mścić. Dlatego po ich „wizycie” przy życiu nie pozostawał nikt – ani starcy, ani kobiety, ani dzieci. Nie było takiego okrucieństwa, jakiego nie dopuściliby się ci ludzie. Sam Iwan chętnie im towarzyszył, bo cieszył go ludzki strach, ból i powoli zadawana śmierć. Nawet samych opryczników potrafił bez powodu zranić lub nawet zabić. Czasem dla żartu – a wtedy obserwatorzy musieli się śmiać.
Nie od początku był taki. Gdy objął władzę, radził sobie nieźle. Jego wojska pokonały Tatarów, dotąd wiecznie zagrażających krajowi, otoczył się mądrymi doradcami, zreformował państwo. Jego żona Anastazja miała na niego dobry wpływ. Dzięki niej nieraz ułaskawiał skazanych, wspomagał biednych, a nawet stał się bardzo pobożny. Ale po trzynastu latach wspólnego życia zmarła. Kiedy jej zabrakło, Iwanowi pozostała tylko pobożność. Bardzo dziwna pobożność, bo choć wydawało się, że się modli, poza cerkwią zachowywał się jak najgorszy bandyta. Razem ze swoimi oprycznikami brał udział w nabożeństwach, a po ich zakończeniu ruszał na bezlitosną rzeź. Zaczęło go ogarniać jakieś szaleństwo. Poddani szybko pojęli, że car nie jest tym człowiekiem, co kiedyś. Wtedy dodano mu przydomek „Groźny”.


« 1 2 »
oceń artykuł Pobieranie..