Miasto przedstawiało straszny widok. Zgliszcza domów dymiły od wielu dni, a niepogrzebane zwłoki leżały niemal wszędzie. Razem z ludźmi konała ich stolica – święte Jeruzalem.
Jerozolima była miastem ludnym i pięknym. Otoczona murami, pełna pałaców i przepysznych ogrodów zadziwiała swoją urodą. Największym blaskiem świeciła świątynia – przybytek samego Boga. Niedawno skończono jej rozbudowę. Izrael był dumny: oto prawdziwy cud świata!
Nic nie grozi
Zanim nastał rok 70. po narodzeniu Jezusa, po mieście zaczął krążyć dziwny człowiek. Włóczył się ulicami ze zmierzwioną brodą. „Głos ze Wschodu! Głos od Zachodu! Głos od czterech wiatrów!” – krzyczał rozdzierająco. „Biada Jerozolimie!” – obijało się o mury domów. Ludzie uznali go za szaleńca. Coż mogło grozić miastu wybranemu przez Jahwe?
Ale groza już nadchodziła. Grzmiała od północy dziesiątkami tysięcy nóg rzymskich legionistów. To wysłannicy Rzymskiego Imperium, któremu Żydzi ośmielili się sprzeciwić. Niedawno powstańcy wymordowali rzymskie garnizony, zajęli twierdze i przestali w świątyni składać codzienną ofiarę za cezara. Takiej zniewagi Rzym nie mógł puścic płazem.
Zelotom, czyli „gorliwym”, którzy rządzili w mieście, wydawało się jednak, że są dość silni. Bardzo się mylili.
Nieszczęście
Wiosną 70 roku cztery rzymskie legiony – 70 tysięcy zbrojnych – zbliżyły się do żydowskiej stolicy. Ale dowódca armii, Tytus, nie śpieszył się. Przepuścił idących na święto Paschy pielgrzymów. Wiedział, że Jerozolima z setkami tysięcy mieszkańców musi szybko zużyć zapasy żywności.
Zaczęło się oblężenie. Najpierw zagrały katapulty, wyrzucając strzały grubości ręki. Z balist w stronę murów poleciały pięćdziesięciokilogramowe kamienie.
Żydzi nie zostali dłużni. Robili częste wypady, w których raz o mało nie poległ sam Tytus. Piętnaście dni później taran rozbił mur dzielnicy Bezeta.
Po kilku dniach, wśród zażartych walk, padł drugi mur. Mimo to oblężenie szło opornie, bo obrońcy podkopali ruchome wieże oblężnicze, a potem podpalili drewniane rusztowanie. Korytarz się zawalił, a wraz z nim runęły wieże.
W Jerozolimie zapanował głód. Ludzie wychodzili za mury, żeby zjeść trawę, zdechłe psy i resztki pozostawionych przez szakale zwierząt. Tytus kazał dla postrachu łapać tych nieszczęśników i krzyżować. Krzyżowano tak ponad 500 ludzi dziennie, aż w całej okolicy brakło drzew. Zeloci jednak nie chcieli słyszeć o kapitulacji. Ponieważ niektórym oblężonym udawało się uciec, Rzymianie usypali dookoła miasta siedmiokilometrowy wał. Od tego dnia nikt już miasta nie opuścił. Sprawdziły się wówczas słowa Jezusa, który 40 lat wcześniej płakał nad Jerozolimą: „Przyjdą na ciebie dni, gdy twoi nieprzyjaciele otoczą cię wałem, oblegną cię i ścisną zewsząd” (Łk 19,43).
oceń artykuł