Na wschodnich pograniczach Demokratycznej Republiki Konga wciąż nie ustają walki między wojskami rządowymi a rebelianckim ugrupowaniem Laurenta Nkundy.
Rebelianci zbliżają się aktualnie do miasta Gomy. Przerażone bliską perspektywą wojny miejscowe dzieci napisały list otwarty do „wielkich tego świata”.
„Darujemy wam wszelkie złoto, diamenty, miedź i inne bogactwa naszej ziemi – czytamy w liście. – W zamian chcemy tylko być szczęśliwe, bawić się i każdego dnia chodzić do szkoły, jeść czekoladę i pieścić się z mamą. Jeśli to prawda, że istnieje pokój, to my go chcemy” – piszą kongijskie dzieci, mieszkające 15 km od nowego frontu wojny domowej.
W ciągu jednego zaledwie tygodnia w Kongo 1,6 mln osób zostało zmuszonych do opuszczenia swych domów. Sytuacja uchodźców jest dramatyczna. Tylko niektórzy mogą liczyć na pomoc rodziny.
Również miejscowa Caritas, choć wciąż uruchamia nowe programy pomocy i obficie korzysta ze wsparcia udzielanego przez katolików z zagranicy, może pomóc tylko nielicznym.
4 listopada na miejsce walk dotarł pierwszy konwój humanitarny ONZ, ale transportu nie udało się przekazać potrzebującym, bo wszystkie obozy uchodźców w regionie Nord Kivu zostały zrównane z ziemią.
Na skutek trwającej od 13 lat wojny domowej w Kongu zginęły już ponad 4 mln osób, a ten jeden z najzamożniejszych krajów kontynentu pogrążył się w skrajnej nędzy.