Kiedy o ks. Janie Masze, który za miesiąc zostanie ogłoszony błogosławionym, ktoś powiedział, że był wierny do końca (dlaczego tak powiedziano, czytajcie na ss. 4, i 30–31, a przede wszystkim przeczytajcie komiks o nim, dołączony do tego numeru), ja pomyślałam o pięciu młodych wspaniałych chłopakach z Poznania.
O nich mówiło się „wierni do końca”. Franek, Czesiek, dwóch Edków i Jarosz. Poznali się w oratorium u salezjanów w Poznaniu. Mieli wtedy około 10 lat. Zaprzyjaźnili się i tworzyli zgraną paczkę. Razem spędzali każdą wolną chwilę; grali w piłkę, śpiewali w chórze, występowali w przedstawieniach teatralnych, pomagali chorym i potrzebującym, ale też razem modlili się w oratorium. To był ich drugi dom. Wszystko się zmieniło, gdy wybuchła wojna. Byli jeszcze nastolatkami, a tu trzeba było walczyć o wolność. Nie siedzieli z założonymi rękami. Postanowili działać w tajnej organizacji przeciw Niemcom. Ktoś ich jednak zdradził i zostali aresztowani przez gestapo, czyli niemiecką policję. Dla pięciu chłopców z Poznania zaczęły się prawdziwe tortury. Nie mogli być pewni, czy przeżyją. Niemcy nie odpuszczali. Wiecie, co było ich siłą? To, czego nauczyli się w domu i w oratorium, to, jak zostali wychowani. A pochodzili z rodzin, w których była codzienna modlitwa, w których co niedzielę chodziło się do kościoła, których dom był pełen miłości. Pewnie wielu z Was też ma takie domy. Wierzcie mi, to jest siła. Kto się trzyma Pana Boga, ten się nie zgubi, ten potrafi być wierny. Oni wiedzieli, że Pan Bóg jest większy od Niemców. I nawet kiedy skazano ich na śmierć, potrafili zachować spokój. Nie mieli cienia wątpliwości, że po drugiej stronie czeka na nich kochający Bóg. Przed śmiercią każdy się wyspowiadał i przyjął Komunię św. Zdążyli jeszcze napisać niezwykle piękne listy do swoich rodzin. Jeden z nich, Franek, napisał tak: Moi Najukochańsi Rodzice i Rodzeństwo. Nadeszła chwila pożegnania z Wami. Byłem przed chwilą u spowiedzi świętej, za chwilę przyjmę Najświętszy Sakrament. Dobry Bóg bierze mnie do siebie. Nie żałuję, że w tak młodym wieku schodzę z tego świata. Teraz jestem w stanie łaski, a nie wiem, czy później byłbym wierny mym przyrzeczeniom Bogu danym. Kochani Rodzice i Rodzeństwo, bardzo Was przepraszam raz jeszcze z całego serca za wszystko złe i żałuję za wszystko z całego serca. Przebaczcie mi, idę do nieba. Do zobaczenia. Módlcie się czasem za mnie. Zostańcie z Bogiem. Wasz syn, Franek. Sporo w tym numerze „Małego Gościa” przykładów wierności. Takich jak ks. Jan Macha, jak Franek, Czesiek, dwóch Edków i Jarosz z Poznania są setki, a pewnie i więcej. Tylko niektórych papież wynosi na ołtarze i całemu Kościołowi, czyli nam wierzącym, ogłasza, że są błogosławionymi, że żyją szczęśliwi w niebie. Na stronach 6 i 7 napisaliśmy o kilku takich osobach. Wśród nich jest dobry lekarz, są ofiarne pielęgniarki, jest sprawiedliwy i mądry sędzia i… narzeczona kochająca Pana Boga i ludzi. A na kolejnych stronach jest historia Lucii, kilkuletniej dziewczynki, która poruszyła serca ludzi na całym świecie. Jak to zrobiła? Czytajcie
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.