publikacja 18.07.2006 13:07
Pokicajmy do obrazu. „Siedem grzechów głównych”. Aha!
Ergo (po łacinie to znaczy „więc”, ale od więc zdania się nie zaczyna, dlatego napisałem „ergo”), no więc ergo, jest to obraz Hieronima Boscha. Kiedyś już o Boschu pisałem, ale jeszcze w ubiegłym stuleciu. Dzisiaj więc napiszę o Hieronimie van Aeken, bo inaczej brzmi, a oznacza to samo. Tak się właściwie nazywał. Warto o nim trochę znowu popisać, bo on sam się w swoim czasie popisał. I to jak! Do dzisiaj różni fantaści wymyślają, że na trzeźwo nie można było tak malować, że musiał brać jakieś narkotyki czy inne świństwa. Inni znowu opowiadają, że należał do jakiejś tam sekty adamitów, bo przecież nie wypada, żeby dobry katolik był geniuszem. Ale nic z tego. Hieronim Bosch był bardzo wierzącym, przyzwoitym katolikiem. W dodatku z całą bliższą i dalszą rodziną należał do Bractwa Najświętszej Maryi Panny przy swoim kościele w Hertogenbosch, opodal belgijskiej granicy. Członkowie Bractwa byli szczególnymi czcicielami Matki Bożej, której cudowny obraz znajdował się w tamtejszym kościele. Bosch na potrzeby bractwa chętnie wykonywał różne prace. Kiedy się na nim poznano, zaczęli u niego zamawiać prace możni – królowie, biskupi i książęta.
Było się na kim poznawać. Bosch w dziedzinie malowania z wyobraźni do dziś nie ma sobie równych. – Co temu Boschowi po głowie chodziło? – dziwią się dzisiejsi oglądacze jego dzieł, widząc krajobrazy jakby z innej planety, a na ich tle ludzi-nieludzi, wplątanych w dziwaczne maszynerie, połykanych przez koszmarne stwory, przykutych do równie dziwacznych przedmiotów. Bosch jednak nie potrzebował żadnych „środków dopingujących”. On malował to, co wynikało z jego głębokiej wiary. Był przekonany, że niebo i piekło, i czyściec są bliżej nas, niż wydaje się człowiekowi oślepionemu blaskiem rzeczy ziemskich. Wiele obrazów powstało ku przestrodze. Bosch jakby chciał powiedzieć: „Uważaj, jak żyjesz, bo od tego będzie zależało prawdziwe życie”. Jednym z takich dzieł jest to, które wam prezentuję. To miał być blat stołu, dlatego też niektóre fragmenty są odwrócone do góry nogami. Dla siedzących przy stole byłoby to naturalne. Zwróćcie uwagę, że namalowane na blacie koło przypomina oko. To oko Boga. W jego centrum, czyli źrenicy, widać Chrystusa, który pokazuje swoje rany. Pod nim widnieje półkolisty łaciński napis „Strzeż się, strzeż, Bóg widzi”. Na szczęście dla nas, Bóg patrzy jakby „przez” swojego Syna – odkupiciela i tylko dzięki temu możemy liczyć na miłosierdzie. Chwałę Boga wyrażają złociste promienie „tęczówki”. W „białku” oka odbijają się ludzkie grzechy główne. U dołu widzimy „gniew”. Wyraża go bijatyka z użyciem ostrych narzędzi. Na prawo mamy „pychę”. Widać tam jakąś kobietę, która w lustrze, zamiast swojego odbicia, widzi demona. Potem jest „nieczystość”, którą przedstawiają dwie pary ściskających się kochanków. Siedzący błazen oznacza pustkę ich rozrywek, a leżące instrumenty porzuconą cnotę grzeszników. Dalej widnieje „lenistwo”. Zakonnica, która symbolizuje Kościół, bezskutecznie podsuwa różaniec śpiącemu w krześle typkowi. U góry „nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu” – scena obżarstwa przy uczcie. Na lewo coś bardzo nam znanego: łapówka. Jakiś człowiek wręcza ją sędziemu. To, oczywiście, „chciwość”. I wreszcie „zazdrość”. Bosch nawiązał tu do znanego mu przysłowia: „Dwa psy nie pogodzą się przy jednej kości”.
Cztery koła w rogach obrazu wyrażają rzeczy ostateczne: śmierć, sąd, piekło, niebo. Teksty ze Starego Testamentu na wstęgach są przestrogą przed niewiernością Bogu i życiem, które „nie zważa na swój koniec”. O to właśnie Boschowi chodziło: chciał, żeby ludzie myśleli nad tym, czym się to wszystko skończy. Ludzie, których przedstawił w piekle, są męczeni odpowiednio do swoich grzechów, a zbawieni zaznają chwały szczególnie przez to, że odrzucili grzeszne pokusy.
Czasem krytycy sztuki Boscha mówią, że za dużo straszył piekłem. To prawda, że w jego czasach o piekle mówiło się jakby więcej niż o niebie, ale dzięki temu ludzie wiedzieli, czym jest grzech. Jeśli ktoś przestanie wierzyć w piekło, to o grzechu nie ma sensu z nim nawet gadać. Taki może sobie Boscha pooglądać nawet przez mikroskop, a i tak nic nie zrozumie.
Fałszerstw jest tylko osiem, ale przy tym tłoku szczegółów chyba nie będzie łatwo.
Wasz Franek fałszerz
(Mały Gość nr3/2005)
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
SIEDEM GRZECHÓW GŁÓWNYCH