Odejdź diable!
Następny rok Loyola spędza we wiosce Manresa. Co niedziela spowiada się i przyjmuje Komunię. W dni powszednie odmawia sobie mięsa i wina. Ubrany w konopny worek, zarośnięty, każdego dnia żebrze o chleb i modli się przez około siedem godzin. Troszczy się o chorych. I rozmawia o wierze z każdym, kto się nawinie. To pragnienie go pożera – chce z ludźmi rozmawiać o Bogu. Wręcz musi.
Po kilku miesiącach miejsce niezmąconej radości raptem zajmuje zwątpienie. „Jak będziesz mógł znosić takie życie przez 70 lat, które masz przeżyć?” – szepce mu coś do ucha. Loyola rozpoznaje sprawcę tych myśli. „Nędzniku, czy możesz mi obiecać choćby jedną godzinę życia?” – rzuca w twarz kusicielowi.
Pokusa rozeznana trafnie, ale ciemność w duszy narasta. Szalone umartwienia nie przynoszą ukojenia. Loyolę nachodzą myśli samobójcze. Powtarza rozpaczliwie: „Panie, nie uczynię tego, co Ciebie obraża”. Chaos powiększają dziwne zjawiska mistyczne. Urzekające, ale i niepokojące. Pozna w nich dzieło złego ducha, który lubi uchodzić za anioła światłości. Inigo widzi, że diabeł stosuje pewną taktykę i lubi wracać do sprawdzonych metod. Rozeznawanie duchów posłuży mu do stworzenia w przyszłości „Ćwiczeń Duchownych” – podstawy rekolekcji nazwanych później ignacjańskimi. Da się w nich zauważyć, że autor zna rzemiosło wojenne. Pisze, że zły duch jest jak wódz armii, który krąży wokół murów twierdzy, szukając najsłabszego miejsca, a znalazłszy, w to właśnie uderza.
Pewnego dnia na stopniach kościoła Loyola doznaje zachwycenia. Widzi Trójcę Świętą pod postacią trzech klawiszy organów. Nie umie swego stanu dokładnie opisać. Określa to jako „wielką jasność umysłu”. Pojmuje wtedy to, co stanie się fundamentem jego „Ćwiczeń”: „Człowiek jest po to stworzony, żeby Boga chwalił, czcił i Jemu służył, a przez to zbawił swoją duszę. Inne rzeczy na ziemi są stworzone dla człowieka, żeby mu pomagały do osiągnięcia celu, dla którego jest stworzony”.
Inigo wie już, co naprawdę warte jest zachodu. „I dlatego trzeba nam stać się ludźmi obojętnymi w stosunku do wszystkich rzeczy stworzonych (...), tak byśmy z naszej strony nie pragnęli więcej zdrowia niż choroby, bogactwa więcej niż ubóstwa, zaszczytów więcej niż wzgardy, życia długiego więcej niż krótkiego” – zapisuje gorączkowo.
Wyrośnięty żak
Czuje narastające pragnienie zebrania wokół siebie kilku osób, z którymi razem pomagałby „w naprawianiu błędów popełnianych w służbie Bożej”. A jest co naprawiać. Chrześcijaństwo przeżywa wstrząs. Rodzi się protestantyzm wywołany wystąpieniem Lutra, Kalwin głosi już swoje nauki, a pogrążeni w gorszącym trybie życia ludzie Kościoła nie podejmują koniecznych reform.
W Alkali przyłącza się do Loyoli czterech towarzyszy. Noszą jednakowe, szare suknie, razem się modlą, opowiadają o Bogu.
Rychło interesuje się nimi Inkwizycja. Dochodzenie, przesłuchania. Proces nie wykazuje żadnej winy podejrzanych. Zapada śmieszny wyrok: „Ponieważ nie są braćmi zakonnymi, nie mogą chodzić w jednakowych ubraniach”. Inkwizytorzy każą im przefarbować dwie suknie na czarno, dwie na brązowo, jedna może zostać szara.
To nie koniec kontaktów z Inkwizycją. Inigo dwukrotnie zostanie aresztowany i spędzi w łańcuchach dwa miesiące. Zawsze to samo: „Nie macie wykształcenia, jak możecie nauczać!”. Inigo rozumie – musi zabrać się za porządne studia.
Ma 37 lat, gdy przybywa do Paryża. Siedzi w ławce nieomal z dziećmi, słucha wykładów młodszych od siebie nauczycieli. Zaprzyjaźnia się z dwoma studentami – Piotrem Favr’em i Franciszkiem Ksawerym. Obaj staną się jego najwierniejszymi przyjaciółmi i filarami rodzącego się Towarzystwa Jezusowego.
Po pięciu latach Ignacy (bo tak zaczyna się podpisywać) jest już Magistrem Sztuk Wyzwolonych i studiuje teologię. Chce zostać kapłanem.
Do grupy przyjaciół dołącza się czterech nowych. Razem postanawiają dokończyć studia i związać się ślubami ubóstwa i czystości. Śluby składają w kaplicy na wzgórzu Montmartre. Jest uroczystość Wniebowzięcia 1534 roku.
oceń artykuł