Mimo tego, że wierzę, ufam i kocham Boga, to nie potrafię być w pełni szczęśliwa. Boję się śmierci, boję się, że pójdę do piekła i że nigdy nie będę przy Bogu. Przestraszona
Jeśli Ty się boisz, że pójdziesz do piekła, to niebo pewnie musiałoby być kompletną pustką!
Znasz historię o łotrze, który wyraźnie usłyszał, że za kilka godzin będzie w niebie. Wystarczyła chwila żalu, dobroć, bo on stanął w obronie cierpiącego człowieka....
Pomyśl, że apostołowie znali bezpośrednio Pana Jezusa. 3 lata z nim chodzili, widzieli wiele cudów, a przecież stchórzyli w Ogrodzie Oliwnym. Opuścili Syn Bożego!
A Piotr? Taki wstyd!
Jednak Piotr nie załamał się, tylko wypłakał, a potem wziął się do pracy jako misjonarz i głosiciel Jezusa.
Sw. Franciszek z Asyżu był imprezowiczem. Miał chyba wiele przewinień na sumieniu, ale potem radykalnie się zmienił.
Nie myśl tyle o grzechach, bo wpadniesz w obsesję. A to jest bardzo męczące i głupie.
Zamiast o grzechach lepiej myśleć tym, jaki Bóg jest dobry.
Wejdź sobie przez google w wiersze i teksty księdza Jana Twardowskiego,
może niektóre Ci pomogą.
Ostatnio w prasie katoliciek czytałam wiele artykułów o tym, ze my źle podchodzimy do spowiedzi, za mało myślimy o nawiązaniu łączności z Bogiem, o możliwości nakarmienia swojej duszy.
"Miłości ludzkiej stacyjka uboga- kochać człowieka, aby dojść do Boga"- raczej myśl o tym, jak to realizować. Przeanalizuj też dokładnie z listu do Koryntain hymn o miłości.
Więcej listów: