Tyle miesięcy minęło od przeprowadzki, a ja nie potrafię się odnaleźć w nowej szkole. Zaakceptowały mnie tylko dziewczyny, a fajniesi chłopcy w klasie nie rozmawiają ze mną, bo jestem nudna i za cicha. Tęsknię też za neokatechumenatem, do którego kiedyś należałam, a tu nie ma tej wspólnoty. Nastolatka
Na szczęście czas szybko płynie. Już w liceum będzie lepiej, a potem studia, podczas których i tak nie będzie Cię w domu. Czyli perspektywę na przyszlość masz dobrą.
Teraz trzeba się jakoś ustawić na teraźniejszość:
1. Zlekceważ "fajniejszych" chłopaków. To jest paskudne w klasach, ze tworzy się elita, która decyduje, kto jest w porządku, a kto jest "nudny i cichy". Na szczęście już w liceum to się skończy, ale narazie jest jak jest. Rada- próbuj rozmawiać z mniej 'fajnymi" kolegami. Pomyśl, jak oni się czują. Mają
też swoją wrazliwość, swoją dumę, a są tak paskudnie traktowani. Tak zupełnie zwyczajnie i po koleżeńsku próbuj do nich zagadywać. Tamtych zarozumialców lekceważ!!!
2. Wiem, jak tęsknisz za dawnymi koleżankami. Ale takie już jest życie, że kontakty się urywają. Chociaż będzie następowało osłabienie, to jednak pisz, ślij życzenia, pytaj, co nowego.
3. Rozumiem, jak pięknie i dobrze czułaś się w neokatechumenacie. Szkoda, że w obecnej parafii nie ma żadnej wspólnoty. A może warto by na ten temat pogadać w księdzem, z katechetę? Zapytać, czy nie można by stworzyć jakiejś wspólnoty. Sama pomyśl, czy znalazłaby się chociaż mała grupa chętnych. A może uda się Wam już teraz pomyśleć o udziale w pielgrzymce. Nie trzeba smutnym okiem spoglądać na elitę i czekać, aż sie łaskawie zgodzą dopuścić Cię do siebie. Twórz inną grupę.
Więcej listów: