Czy to sprawiedliwe, żeby Maryja została tak wyróżniona przez Boga, otrzymując przywilej Niepokalanego Poczęcia? Co by mi odpowiedziała tamta nastolatka z Nazaretu na pytanie, dlaczego jako jedyna przyszła na świat uchroniona od skutków grzechu pierworodnego?
Spacerując samotnie alejką zaczęłam wczuwać się w sytuację tamtej dziewczyny z Nazaretu, którą zachwycił się sam Bóg. On stworzył Ją tak samo jak pierwszą kobietę, czyli z miłości i do miłości. Jednak Ewa przegrała z własną słabością i przebiegłością szatana, który pozazdrościł jej szczęścia.
Maryja też mogła – jak Ewa – przegrać w konfrontacji ze złem. Była zupełnie święta i podwójnie piękna – od wewnątrz i z zewnątrz. Ale to niczego Jej jeszcze nie gwarantowało. Była przecież prawdziwym człowiekiem. Podobnie jak Ewa, zagrożona własnym, niedoskonałym człowieczeństwem. Jeszcze większe zagrożenie niósł świat, w którym przyszło Jej żyć. W takim świecie musiała cierpieć. Niewyobrażalnie mocno musiało Ją boleć każde złe słowo ludzi i każdy zły czyn zaprzeczający miłości.
Sytuacja Maryi była trudniejsza niż sytuacja wyjątkowo szlachetnej dziewczyny, która na co dzień styka się z prymitywnymi rówieśnikami. W tym momencie przypomniała mi się Ania z Gdańska. Wyobraziłam sobie jej twarz, wykrzywioną straszliwym cierpieniem. Im bardziej święta była Maryja, na tym większą próbę wierności i wytrwałości wystawiali Ją ci ludzie, którzy nie byli zachwyceni ani Bogiem, ani dorastaniem do świętości.
Na szczęście Maryja miała wsparcie wspaniałego mężczyzny. Józef był przyjacielem Boga i człowiekiem sprawiedliwym. Stał się dla młodziutkiej małżonki pewniejszą ochroną niż najlepiej wyszkolony bodyguard z amerykańskich filmów akcji. Okazał się też szlachetnym i niezawodnym opiekunem Jej Boskiego Dziecka, które było niezwykłym darem Boga Ojca dla całej ludzkości.