Niestety, zbójcy nie znaleźli spodziewanego srebra. Zrabowali więc wszystko co udało im się znaleźć, nawet naczynia i szaty liturgiczne, a wśród nich prawdopodobnie wielkiej wartości ornat, pochodzący z daru cesarza Ottona III. Następnie podpalili kościół, a kiedy sprawdzali, czy pustelnicy są martwi, wydało im się, że św. Benedykt, lekko się uniósłszy, nasunął kaptur na głowę i odwrócił ją do ściany. W wielkim przerażeni zbójcy zbiegli do lasu.
Tymczasem ogień, niedokładnie w pośpiechu podłożony, zgasł i nic nie uległo zniszczeniu. Kiedy rano okoliczni chłopi przybyli na uroczystości św. Marcina, zdziwieni byli, że zastali zamkniętą furtę. Kiedy już się rozwidniło, zobaczyli leżące na dziedzińcu zwłoki św. Krystyna. Wtedy weszli do klasztoru i znaleźli resztę pomordowanych braci. Natychmiast zorganizowali pościg, dzięki czemu dość szybko ujęli zabójców. Powiadomili też niezwłocznie biskupa poznańskiego, Ungera, który w obawie, by nie dopuścić do pogańskiej rebelii, natychmiast wyruszył w towarzystwie osób duchownych i zbrojnego oddziału i przybył do pustelni następnego dnia, 12 listopada rano. Kiedy przyprowadzono i przesłuchano zabójców i stało się jasne, że morderstwo nie miało charakteru politycznego, biskup uspokoił się. Niezwłocznie nakazał urządzić pogrzeb, który odbył się następnego dnia, 13 listopada rano, sprowadził też kapłana, aby sprawował opiekę duchową nad miejscową ludnością. Dla bezpieczeństwa przedzielona też została eremowi zbrojna załoga i wykonano jej fortyfikację.
Złapani mordercy dali niezaprzeczalne dowody męczeńskiej śmierci braci kamedułów. Niewątpliwie przyczyniło się to do szybkiego podjęcia przez biskupa Ungera starań o kanonizację braci. Wstępem do tego był uroczysty pogrzeb. Ciała czterech braci pochowano w środku kościoła klasztornego. Ciało św. Krystyna spoczęło pierwotnie poza kościołem – nie wiadomo, dlaczego; być może dlatego, że był pochodzenia włościańskiego, albo dlatego, że był bratem świeckim. Szybko jednak i jego ciało zostało przeniesione do kościoła. Kiedy niedługo po napaści wrócił do polski Barnaba, przywożąc ze sobą zezwolenie na prowadzenie działalności misyjnej, biskup Unger skłonił go do odbycia wspólnej podróży do Rzymu.
W Rzymie papież Jan XVIII wysłuchawszy relacji obu duchownych "bez wahania" i "bez wątpienia" zaliczył pięciu braci pustelników w poczet świętych. Było to w roku 1004. W drodze powrotnej do kraju duchowni zostali uwięzieni przez Niemców i osadzeni w klasztorze w Magdeburgu, skąd Barnabie udało się niedługo uciec i powrócić do Wojciechowa. Fakt ten tłumaczył cudowną pomocą świętych Benedykta i Jana.
Kult Pięciu Braci w niedługim czasie stał się znany nie tylko w Polsce. Jednym ze świadectw jest tekst św. Piotra Damianiego, który wspomina o bazylice wzniesionej nad grobami świętych, opodal której działał później klasztor benedyktynów. Pierwszym opatem tego klasztoru miał być Barnaba, do roku 1008, albo nawet 1014. Jego następcą został Włoch Antoni (Tuni), określany mianem doradcy Bolesława Chrobrego. Klasztor rozwijał pomyślnie działalność misyjną – stąd prawdopodobnie św. Bruno wyruszył z towarzyszami do Szwecji i do Jaćwierzy, gdzie poniósł śmierć męczeńską w 1009r. Możliwe też, że z tego klasztoru wyszedł św. Andrzej Świerad. W opactwie prowadzono księgę cudów mających miejsce za sprawą Braci Męczenników. W opactwie często przebywali pustelnicy z Polski, Węgier, Słowacji, Czech, Italii i innych krajów. Do Ascoli we Włoszech podarowana została w srebrnym relikwiarzu głowa św. Benedykta. Nawet cesarz Henryk II, mimo wojny, oddał hołd świętym Męczennikom, nakazując podczas działań wojennych oszczędzać pustelnię; tam też w 1005r. obchodził uroczystość św. Maurycego.
Dopiero powstanie pogaństwa za panowania Mieszka II stłumiło szerzący się kult Braci Męczenników. Trumny z relikwiami świętych wywieziono do Gniezna, skąd w 1038r. zrabował je i wywiózł do Pragi czeski książę Brzetysław, umieszczając je w katedrze św. Wita.