O piłkach pędzących jak pocisk, swoich pierwszych treningach i myciu okna patyczkiem do uszu opowiedział „Małemu Gościowi” Sławomir Szmal, najlepszy bramkarz ostatnich Mistrzostw Europy w piłce ręcznej w Austrii.
Mały Gość: – Jest Pan skazany na piłkę ręczną?
Sławomir Szmal: – Dlaczego?
Tata Kazimierz był zawodnikiem i trenerem szczypiorniaka. Wujek, Andrzej Mientus, bronił bramki reprezentacji. Siedmioletni Sławek chyba nie musiał się zastanawiać, który sport jest najlepszy?
– Do pewnego czasu w piłkę ręczną grał też mój brat, kuzynka i kuzyn. Ten sport uprawia też moja żona Aneta. Pochodzę z małej miejscowości Zawadzkie w opolskim, gdzie można było trenować piłkę nożną, ręczną albo tenis stołowy. Ręczna sprawiała mi po prostu najwięcej przyjemności.
Dlaczego stanął Pan w bramce?
– Gdy miałem siedem lat, poszedłem na trening do starszych chłopaków. Pamiętam, że byłem bardzo waleczny i ambitny. Któregoś dnia chłopak, którego kryłem w obronie, podbiegł do trenera i naskarżył na mnie. „On mnie szczypie, gryzie i wkłada mi palce w oczy, żebym tylko piłki nie dostał” – żalił się. Wtedy pomyślałem: nie będę już nikomu krzywdy robił, idę do bramki.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.