MGN 2010 04
Wjazd w dużej skali
Na ile lat ocenilibyście to malowidło? Stare, prawda? A nieprawda. Malarz, Jean Hippolyte Flandrin, skończył je w roku 1848. Co? Że to półtora wieku temu? A cóż to takiego? Każdy ma swój wiek, wy też. Dodajcie do niego jeszcze połowę i już macie półtora wieku. Nieważne zresztą. Istotne jest to, że malarstwo pana Flandrina celowo i świadomie sięga do starych wzorów. Dlatego to, co widzicie powyżej, wygląda jak szacowne malowidło wykonane na ścianie jakiegoś kościoła. Nic dziwnego zresztą, bo istotnie, jest to malowidło na ścianie kościoła – a konkretnie paryskiego kościoła St-Germain-des-Prés. Flandrin często malował w kościołach i nie robił tego tylko po to, żeby zarobić. Nie był pazerny. Pochodził z ubogiej rodziny, a gdy studiował, nieraz przymierał głodem i marzł w nieogrzewanym mieszkaniu. Ale że był szczerze wierzącym człowiekiem, nie robił z tego wielkiego problemu.
Artysta nadziemny
Wielu ludzi zapatrzonych w ten świat nie rozumie tego. Uważają, że głupi ten, kto się sam o swoje nie postara. Tych, co ufają Bogu, nazywają idealistami i śmieją się z nich, że nie chodzą po ziemi. W przypadku Flandrina to nawet mieli trochę racji, bo malując ściany i sufity kościołów, kawał życia spędził na rusztowaniach. Malowidło, które wam tu prezentuję, też zajęło mu sporo czasu. A raczej kilka malowideł, bo namalował ich tam więcej. Ja jednak zająłem się tym, bo na nim jest przedstawiona scena wjazdu Jezusa do Jerozolimy na osiołku. A właściwie na oślicy, bo osiołek to jej dziecko –drepcze obok mamy. Artysta malował tę scenę na podstawie opisu z Ewangelii według św. Mateusza. To tam czytamy, że Jezus kazał przyprowadzić dwa zwierzęta: „Znajdziecie oślicę uwiązaną i źrebię z nią. Odwiążcie je i przyprowadźcie do Mnie”. Miało to nawiązywać do proroctwa Malachiasza: „Oto Król twój przychodzi do Ciebie łagodny, siedzący na osiołku, źrebięciu oślicy”. Wynikałoby z tego, że Mesjasz miał jechać na źrebięciu. Gdyby było takie małe, jak to na obrazie, to chyba nie byłoby to możliwe. Dlatego malarze zazwyczaj przedstawiają tę scenę tak, jak zrobił to Flandrin – Jezus siedzi na oślicy, a źrebię drepcze obok.
Stare choć nowe
Za Jezusem widzimy kroczących dostojnie apostołów. Może nawet trochę za dostojnie – zresztą cała scena robi wrażenie zbiorowiska posągów. Przypomina trochę mozaiki sprzed wielu wieków. To wrażenie wzmaga jeszcze złote tło w miejscu nieba.
To podobieństwo do starych malowideł to nie przypadek. Flandrin był wtedy pod wpływem spotkanych w Rzymie malarzy „nazareńczyków”. To była grupa artystów, którzy zbuntowali się przeciw obowiązującemu w XIX wieku sposobowi malowania, zwanemu akademizmem. Mieszkali razem, nosili długie włosy i luźne płaszcze, ale nade wszystko łączyło ich upodobanie do sztuki wczesnego renesansu. Wcześniejszą też cenili, w odróżnieniu od późniejszej. Flandrin też coś z tego ich upodobania podłapał. Musiało się to spodobać odbiorcom – w innym wypadku Flandrin nie otrzymywałby zamówień na zdobienie ścian kościołów. We wnętrzu kościoła prezentuje się to naprawdę nieźle. Jak będziecie w Paryżu, zobaczcie sami.
Fałszerstw jest 10. No to udanych łowów!
Wasz Franek fałszerz
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.