nasze media Mały Gość 12/2024

o. Marek Marciniak SVD

dodane 11.07.2006 14:55

ROZTAŃCZENI BUSZMENI

Buszmeni przybywają na te tańce zawsze jako cała mała wspólnota razem żyjąca - starcy, dzieci, młodzież, kobiety w ciąży, matki z niemowlętami. Zasada jest taka: albo wszyscy, albo nikt. Liczba uczestników festiwalu co roku powiększa się.

Przeobrażeniu ulegają też inne elementy kultury Buszmenów. Dopóki żyli z tradycyjnego łowiectwa, ich myślistwo nie stanowiło zagrożenia dla środowiska. Polowanie było formą życia wspólnoty. Dziś niektórzy mają do dyspozycji broń palną i niekiedy konie. Polowanie przestało być wydarzeniem wspólnotowym, przeradza się w indywidualny, szybki biznes. Dawniej cała wspólnota łowców tropiła przez kilka dni np. trafioną z łuku żyrafę. Czekali aż osłabnie i potem dobijali. Teraz zabijają z broni palnej o wiele szybciej i więcej z resztki zwierząt, by mięso sprzedać z jakimś zyskiem - no bo skąd wziąć pieniądze na przetrwanie?

Byli mistrzami przeżycia na pustyni. Po nikłym źdźble znanej im rośliny potrafili rozpoznać, że np. na głębokości jednego metra znajduje się jadalna bulwa, a w niej życiodajny sok, woda. Po polowaniu zdobyczą dzielono się we wspólnocie. Nie było pojęcia "moje", wszystko było "nasze".

Te czasy minęły. Zmniejszyła się ilość zwierząt. Dookoła całej Kalahari ustawiono płoty weterynaryjne, uniemożliwiające naturalne migracje zwierząt. Z tego powodu zwierzęta giną. Dawniej, w okresie szczególnej suszy i w porze suchej, zwierzęta mogły wędrować w poszukiwaniu wody i jedzenia. Potem wracały. Teraz stało się to niemożliwe.

Dziś ogromna większość Buszmenów żyje w skrajnym ubóstwie, często bez pracy i możliwości zatrudnienia. Wielu pracuje dla "białych" i "czarnych" hodowców bydła na Kalahari, często za marne grosze, worek mąki kukurydzianej, stare ubranie albo nawet tytoń i alkohol. To nowa forma ukrytego niewolnictwa, z którego coraz więcej ludzi zdaje sobie sprawę. Na Kalahari, w rezerwacie Central Kalahari Gamę Reserve, odkryto nowe złoża diamentów. Rząd zdecydował, że na razie nie będą eksploatowane. Pojawiła się bowiem w gronie międzynarodowych organizacji pozarządowych i w społeczeństwie opinia, że z powodu znalezienia diamentów przesiedla się Buszmenów z rezerwatów. Coraz częściej odzywają się głosy, także buszmeńskie, wołające o prawo do ziemi, do ich rezerwatu, a co za tym idzie - do bogactw naturalnych tam ukrytych. Problem jest bardzo kontrowersyjny, jest to bowiem bogactwo całej Botswany i wszystkich ludzi tego kraju.

Niemniej jednak dla zachowania kultury i ratowania sytuacji próbuje się nakłonić Buszmenów do osiedlania się w specjalnie przygotowanych dla nich wioskach. Po protestach organizacji obrońców praw człowieka rząd zmniejszył presję i pozostawia prawo wyboru. Każdy może zostać w rezerwacie, ale pod warunkiem, że będzie prowadzić tradycyjny sposób życia bez pomocy z zewnątrz. Uważa jednak, że tylko wciągnięcie Buszmenów w główny nurt rozwoju kraju i cywilizacji może uratować ich od wyginięcia.

Tak naprawdę, od kilku lat "prawdziwych" Buszmenów, żyjących na etapie zbieractwa i łowiectwa, dziś już nie ma. Wielu ludzi Zachodu nie chce się pogodzić z odejściem tego "romantycznego" świata półnagich ludzi Kalahari. Jednak dusza buszmeńska jeszcze istnieje; dusza kochająca wolność bezkresnych horyzontów Kalahari i jej wspaniałej przyrody; dusza, która każdego roku tańczy i śpiewa i wpada w trans - może ostatni. Ale wydaje się, że Buszmenów można wszystkiego pozbawić - z wyjątkiem właśnie tańca, rytmu i śpiewu. A że on rozlega się każdego sierpnia w D'Kar coraz głośniej, to jest to jasny promyk nadziei na przyszłość.

(MISJONARZ 9/2002)

« 1 2 »
oceń artykuł Pobieranie..