Buszmeni przybywają na te tańce zawsze jako cała mała wspólnota razem żyjąca - starcy, dzieci, młodzież, kobiety w ciąży, matki z niemowlętami. Zasada jest taka: albo wszyscy, albo nikt. Liczba uczestników festiwalu co roku powiększa się.
Taniec ten jest dla Buszmenów czymś świętym. Jest formą modlitwy - przejawem ich życia duchowego. Zbierają się na wspólny taniec, gdy ktoś choruje, gdy wspólnota przeżywa jakiś problem. Szczególnie ważny był taniec w skrajnych sytuacjach, wtedy, gdy np. panował głód. Żeby przetrwać. Tańce i śpiewy jednoczyły cała grupę czy klan.
Tańce i śpiewy buszmeńskie może wykonywać tylko wspólnota. To coś w rodzaju wielogłosowego i wielorytmowego "jodłowania". Towarzyszy temu skomplikowane rytmicznie klaskanie, niezwykle trudne do naśladowania przez osoby spoza wspólnoty. Buszmeni wyklaskują specyficzne rytmy, które tylko oni czują. Dodatkowa trudność tej niesamowitej muzyki polega na tym, że rytm czasowo ulega przyspieszaniu lub opóźnianiu w sposób niewytłumaczalnie zsynchronizowany dla całej grupy. Nawet Murzyni z plemion Bantu, zamieszkujący Botswanę, nie potrafią ich naśladować. Wiele tych rytmów i dźwięków jest spontanicznych, a jednak wszyscy współbrzmią ze sobą. Wszystko to dzieje się zawsze wokół ogniska. Mężczyźni tańczą dokoła siedzących kobiet, choć i te czasem tańczą.
Tańczą na piasku, w którym po pewnym czasie powstaje głęboka kolista bruzda. Wszyscy są pięknie ozdobieni. Twarze, a czasem całe ciała, smarują tłuszczem z ochrą. Na głowach często mają opaski z koralików i skorupek z jaj strusich. Na nogi, a niekiedy i ciało, nakładają coś w rodzaju naszyjników z kokonów gąsienic. Z tych kokonów wcześniej wyjmują larwy, a na ich miejsce wkładają kamyki i w ten sposób powstają grzechotki, które wydają charakterystyczne dźwięki w rytm tańca. Ozdobą są często także strusie pióra, a w rękach - laseczki, na co dzień służące do obrony przed ewentualnym wężem. Innym rekwizytem w rękach tańczących buszmenów są charakterystyczne miotełki zrobione z ogona antylopy gnu.
Po kilku godzinach tańca wpadają w trans. Wierzą, że przechodzą wtedy w świat ducha, "na druga stronę". Jest to dla nich jak gdyby umieranie. Doznają różnych wrażeń, widzą inne kształty niż rzeczywiste. Wierzą, że wtedy ich szamani mogą uzdrawiać innych. I takie uzdrowienia faktycznie miały miejsce.
Buszmeni przybywają na te tańce zawsze jako cała mała wspólnota razem żyjąca - starcy, dzieci, młodzież, kobiety w ciąży, matki z niemowlętami. Zasada jest taka: albo wszyscy, albo nikt.
Mimo to, że Buszmenów żyjących bardzo tradycyjnie jest już niewielu, różne ich grupy, czasem tylko kilkusetosobowe, mówią różnymi językami. Najprawdopodobniej nie da się zachować większości z nich. Szansę na przetrwanie ma język Naro. Na ten język została przetłumaczona Biblia. Języki buszmeńskie to języki "klikowe", których wiele sylab utworzonych jest przez różnego rodzaju mlaskania, cmokania i inne dźwięki, wykonywane językiem na różnych częściach podniebienia i uzębienia. Alfabet buszmeński to praktycznie grafika: kreski, krzyżyki i inne znaki umowne, obok liter łacińskich. Oznaczają bardziej dźwięki i zjawiska akustyczne niż litery. Są to języki bardzo trudne, ale i niezmiernie bogate, jeśli chodzi o opis buszmeńskiego świata natury.