nasze media Mały Gość 12/2024

Franciszek Kucharczak

dodane 30.08.2006 12:46

1665 luty - Sokołówka Rycerz najwierniejszy

Zależało mu na Rzeczpospolitej, a nie na sławie. Dziś jego imię sławi hymn Rzeczpospolitej.

Wojna nie matka
Tymi rozkazami nieraz zaskakiwał swoich żołnierzy, ale jeszcze bardziej przeciwników. Tak było pod Warką, gdy Czarniecki niespodzianie zaatakował Szwedów, rzucając się z wojskiem wpław przez Pilicę. Zanim wrogowie zdążyli otrząsnąć się ze zdumienia i zmienić szyk, tysiące ociekających wodą jeźdźców wpadło między ich szeregi. Klęska Szwedów była całkowita.
Zarzucali wodzowi niektórzy, że zbyt wiele krwi swoich żołnierzy przelewa. „Wiadomo, wojna ludzi nie rodzi” – odpowiadał szorstko. A czasy, w jakich przyszło mu żyć, wojen Rzeczpospolitej nie skąpiły. Jakby cały świat zwalił się wtedy na kraj. Kozacy, Szwedzi, Moskwa, Turcy, Tatarzy – najazdom nie było końca. Coraz rzadziej można było staczać bitwy w otwartym polu. Gdy Szwedzi najechali Polskę, Czarniecki poprowadził wojnę „szarpaną”, to znaczy partyzancką. Jego oddziały atakowały znienacka i równie nagle znikały, co doprowadzało Szwedów do desperacji. Im szczególnie dał się we znaki, bo gdy po najeździe na Rzeczpospolitą wycofali się wreszcie z jej granic, Czarniecki walczył przeciw Szwedom w Danii jako sojusznik tamtejszego króla. Wtedy to, w pogoni za nimi, „rzucił się przez morze” na wyspę Alsen. Uwieczniono to w polskim hymnie narodowym. Właściwie to wojsko przepłynęło łodziami, a tylko konie przeprawiono wpław, ale ten manewr zmusił Szwedów do kapitulacji. Gdy dwa tygodnie później polski wódz odbił z rąk Szwedów Koldyngę, dawną rezydencję duńskich królów, wdzięczny Fryderyk III obdarował go złotym łańcuchem.

Wódz szczęśliwy
Czarniecki był też świadkiem wielu klęsk Rzeczpospolitej. Wzięty w niewolę w bitwie z kozakami i Tatarami pod Żółtymi Wodami, dwa lata spędził w tatarskiej niewoli. Poznał wtedy dobrze tych dzikich wojowników i nauczył się ich języka.
Straszne to były czasy, bo niedawni pobratymcy – Polacy i Ukraińcy – rzucili się sobie do gardeł. Nie było litości. Czarniecki także bunty na Ukrainie gasił z wielkim okrucieństwem. Gdy po strasznej bitwie pod Batohem kozacy wymordowali tysiące wziętych w niewolę husarzy, w tym jego rodzonego brata, on sam stał się jeszcze bardziej bezwzględny. Uważał, że to jedyny sposób na uratowanie Rzeczpospolitej.
A trzeba przyznać, że tylko o nią mu chodziło. Dlatego był wierny królowi Janowi Kazimierzowi, nawet wtedy, gdy prawie wszyscy go opuścili. Nie obraził się, gdy magnaci otrzymywali zaszczyty i kolejne majątki, a on tylko pochwały. Stanął też przy królu, gdy bunt w kraju podniósł magnat Lubomirski.
Buławę hetmana otrzymał, gdy leżał już na łożu śmierci.
Gdy zmarł, pozostała po nim pamięć jako o jednym z największych Polaków. Jeden z jego żołnierzy, Jan Chryzostom Pasek, tak napisał o swoim wodzu: „Jakoż był też to człowiek (...) i senator zacny, prawdę mówiący, i żołnierz nieszanowany w okazyjach, i wódz szczęśliwy. Żałował go król i wojsko wszystko, nawet ci sami, co z nim emulowali i zazdrościli mu sławy”.
Po wielkim pogrzebie w Warszawie ciało hetmana odwieziono do jego rodzinnej wsi Czarnca koło Włoszczowy, gdzie spoczywa do dziś w ufundowanym przez siebie kościele.

(Mały Gość 2/2006)
« 1 2 »
oceń artykuł Pobieranie..