Pancerna piechota
Krzyżowcy ustawili się nadzwyczaj sprawnie. Wtedy ruszyła konnica Saracenów. Jeźdźcy, przyzwyczajeni do starć z konnymi, byli zaskoczeni, że ich ataki nie odnoszą skutku. Za każdym razem musieli cofać się przed zwartym murem piechoty. Kerboga ruszył więc głównymi siłami, chcąc samą masą zmiażdżyć przeciwników. Ale chrześcijanie mieli lepsze zbroje i dłuższe włócznie i to one zadecydowały o porażce atakujących. Teraz krzyżowcy ruszyli jak potężny taran. Turcy próbowali jeszcze uderzyć z boku. Otoczyli jedną z rycerskich kolumn, ale szybka odsiecz pokrzyżowała ich plany. Początkowe zdumienie Turków zaczynało zamieniać się w panikę. Pierwszy umknął ze swoimi władca Damaszku. Na ten widok pozostali zaczęli rzucać broń i uciekać z pola bitwy. Kerboga, nie wierząc w to, co się stało, gnał co sił do Mosulu, a za nim rozbita i przerażona armia.
Na polu pod murami Antiochii klęczeli zatopieni w dziękczynnej modlitwie rycerze armii krzyżowej. „Te Deum laudamus” – niosło się nad pobojowiskiem.
Od tego dnia o krzyżowcach mówiło się, że nie można ich zwyciężyć. I rzeczywiście, mimo ogromnych strat i starć ze znacznie silniejszymi przeciwnikami, wyniszczona armia rok później dotarła do Jerozolimy. I choć byli słabsi od obrońców, zdobyli święte miasto i założyli w nim stolicę Królestwa Jerozolimskiego.
(Mały Gość 6/2005)
oceń artykuł