Hau, Przyjaciele!
Aktywność i ruchliwość Pauliny i Kuby trochę mnie dobija. Bo najgorsze jest to, że nigdzie nie chcą, a właściwie nie mogą mnie zabierać. Od rana słyszę to okropne zdanie: "niestety, Tobiczku, nie mogę cię wziąć ze sobą." Już myślałem, że dopadnie mnie depresja, ale oto dzisiaj czuję, że żyję. Sierpień wszedł w drugą połowę, mieszkańcy naszego domu wracają z urlopów i wczoraj przyjechała Michasia z rodzicami. Dzisiaj natychmiast po śniadaniu dzieci poszły na zbiórkę do domu parafialnego. Wiadomo, jutro rusza piesza pielgrzymka na Jasną Górę i oni muszą w niej uczestniczyć. Osowiały powlokłem się pod płot oddzielający nas od proboszczowskiego ogrodu. A tam kręciła się samotnie Michasia i na mój widok aż klasnęła w ręce. "Mogę ci rzucać patyki?"- zapytała. Zamerdałem ogonkiem i zaczęła się cudowna zabawa. Potem kopaliśmy dołki, a Michasia ukrywała w nich kamyk, który musiałam odnaleźć. Ani razu się nie pomyliłem. Urządzaliśmy też wyścigi. Wiadomo, że taka mała dziewczynka nie miała ze mną żadnych szans. Potem ona zaproponowała zabawę w śledzenie przestępców. Chowała gdzieś swojego misia, a ja musiałem go wytropić. Gdy Kuba i Paulina wrócili z zebrania dosyć chłodno przywitałem zarówno ich, jak i całą grupę dziewczyn i chłopaków. Usiedli przy stole, żartowali, planowali, ale gdy Michasia pokazała naszą zabawę w aresztowanie misia, chłopcy natychmiast do nas dołączyli, wymyślali najtrudniejsze schowki. Jednak przede mną nikt się nie ukryje. Widziałem, że Jadzia i Paulina spoglądały z zawodem w naszą stronę, bo miały nadzieję, że chłopcy będą woleli z nimi żartować niż bawić się z psem i 9-letnią dziewczynką. Wierzę, że czas do końca wakacji, który spędzę głownie z Michasią nie będzie ani trochę nudny. Cześc, Tobi