Hau, Przyjaciele!
Jak Wam pisałem, podjąłem się ochrony naszej nowej sąsiadki, drugoklasistki Michasi. Tymczasem ona uznała, że będzie się mną opiekować. Zaraz po szkole prosi panią Marię, aby mnie wypuściła z mieszkania, zapięła na smycz i pozwoliła jej "wyprowadzić Tobiego na spacer". Hm, ja nie potrafię wędrować z takim małym człowieczkiem. To nie Kuba, który pędzi na rowerze w zawrotnym tempie i nie zwraca na mnie uwagi, to nie Paulina, która tak pochłonięta jest rozmową z przyjaciółką, że nawet nie widzi, czy idę z nią. Michasia nieustannie do mnie mówi, więc już nie wiem, czy tropić ślady, czy słuchać jej nieustannych komend i dobrych rad. "Tobi, nie ciągnij, Tobi, po co wciąż się zatrzymujesz, Tobi, tego kota nie wolno gonić." Będę ją musiał wychować. Niestety, dziewczynka ma takie same zamiary. Dzisiaj trzy razy obchodziliśmy kościół, a Michasia w tym czasie powtarzała 10 przykazań Bożych. "Tak, Tobi, to nie żarty, pani powiedziała, że jutro będzie pytać. Ty ich pewnie nie znasz, co piesku?" No, niby nie znam, ale przecież mało kto tak kocha swoich bliskich jak pies, mało kto jest tak posłuszny Bożym prawom. Okazało się to jednak bardziej skomplikowane niż sądziłem. Gdy wracaliśmy do domu, znalazłem na ścieżce piłeczkę porzuconą pewnie przez innego psa. Natychmiast ją porwałem i za nic nie chciałem oddać. Nic nie wiem o siódmym przykazaniu i nie będę go przestrzegał. Piłeczkę zakopałem w ogrodzie pod krzakami agrestu i udawałem głuchego, gdy mnie Michasia wołała. Nie zdradźcie mojej kryjówki. Cześć. Tobi.