Hau, Przyjaciele!
Wakacja w pełni, ale ja z obawą słucham rozmów o planach na najbliższe tygodnie. Kuba wciąż mówi, że pojedzie jako wolontariusz z księdzem Henrykiem do Głogowa. Chce pomagać niepełnosprawnym. Pani uważa, że jest na to za młody, a Pan popiera plany syna. Wczoraj pojechali razem na spotkanie organizacyjne. No i już zapadła decyzja, że Kuba jednak się tam wybierze. Obaj z ojcem długo opowiadali, że przecież wakacje są długie, a on, gimnazjalista, ma tyle siły i energii. Dlaczego więc nie miałby przez dwa tygodnie pomóc tym, którym brakuje sprawnych nóg, rąk lub mających inne problemy? Podniosłem łeb do góry i zawyłem z rozżalenia. "No tak, Tobi pewnie słyszał o dogoterapii i uważa, że na takim turnusie byłby bardzo przydatny." Aż wskoczyłem na kolana Pauliny, liznąłem ją w policzek, nagradzając jej bystrość. Niestety, nie pojadę. Ale i tak będę przydatny. Bo pani Maria wyjeżdża do rodziny i przez kilka godzin dziennie cały dom będzie pod moją opieką. Podobno zamkną wszystkie drzwi na klucz, a ja mogę biegać po ogrodzie i pilnować. W razie deszczu schronię się w altanie, gdzie zostawią mój wiklinowy koszyk. No i dobrze. Dam radę. Jestem już gotowy do podjęcia tego odpowiedzialnego zadania i nawet nie obrażam się, że dziewczyny wybierają się z księdzem Wojtkiem na kolejną wycieczkę, tym razem do św. Jacka, do Kamienia. Ja nie mam teraz urlopu. Przecież nie jestem uczniem, tylko bardzo zparacowanym psem. Mam tylko jeden poważny problem- co zorbię, jeśli zacznie się burza? Cześć. Tobi.