Hau, Przyjaciele!
Dzieje sie coś wielkiego, czuję, że wielkiego. Niestety, nie jestem w stanie ogarnąć tego moim psim łebkiem. W Wielki Czwartek dzwony dzwoniły jak oszalałe. Cała rodzina, wszyscy mieszkańcy domu w kościele. A ja nie wiem, czy to alarm, czy co? Wrócili zadowoleni. Ale dlaczego? Co tam sie wydarzyło? Potem biegali jeszcze do koscioła do późnego wieczora, a każdy o innej godzinie. Kuba ostatnie dwa dni spędził głównie z ministrantami. Ćwiczyli kołatanie na dziedzińcu, czym doprowadzli mnie do szału. Wczoraj wyszli na długie godziny, oczywiście do kościoła, a tu znowu alarm- dzwony grzmią. Nagle doszły do tego trąby orkiestrty dętej! Z wrażenia nie potrafiłem nawet ujadać. Siedziałem na parapecie kuchennego okna i spoglądałem na niekończącą się rozśpiewaną i rozdzwonioną procesję. Już to kiedys przeżywałem...Udzieliła mi się radość ludzi i urządziłem rodzinie najpiękniejsze powitanie, na jakie było mnie stać. Paulina obiecała, że za taką czułość z pewnością przyjdzie do mnie zajączek! Nie wiem, czy mam ochotę na dodatkowego zwierzaka. Cześć. Tobi.