Hau, Przyjaciele!
Dziwna sprawa. Jest piątek, dom bez dzieci dziwnie pusty, a tu rodzice nie poszli do pracy tylko do kościoła. Musi być jakieś święto, bo inne też maszerowali na mszę. A potem zaczął się śliczny i słodki dzień. Przyszli babcia z dziadkiem. Panowie śledzilli zmagania olimijczyków. Uwielbiam to. Pan rozsiadł się dzisiaj za bardzo na swoim fotelu, ale znalazłem sobie miejsce na kanapie obok dziadka. Pani i Babcia tylko co jakiś czas wpadały do pokoju, wolały rozmawiać w kuchni, a potem przeniosły się do ogrodu. Wszystkie drzwi były otwarte, wiec biegałem między werandą, gdzie były pyszne ciastka, a pokojem, gdzie żebrałem o paluszki i orzeszki. Jednak najlepiej było potem, gdy wszyscy razem poszli na cmentarz, a w drodze powrotnej ruszyli obejrzeć nową drogę, a następnie skierowali się na pola. A wszystko spokojnie, bez pośpoiechu. Pewnie uznali, że raz powinienem porządnie wytropić wszelkie ślady. Wykorzystałem tę możliwość do końca, aż mi się we łbie kręciło od nadmiaru zapachów. Cześć. Tobi.