Hau, Przyjaciele!
Ksiądz Wojtek zaraz po mszy zaprosił ministrantów i marianki na pielgrzymkę do Rud. Pojechali rowerami, robiąc najpierw niesamowity hałas i zamieszanie. Siedziałem przy furtce, do końca pełen nadziei, że jednak mnie wezmą. Powoli serce mi pękało, najpierw z żalu, potem- gdy wyjechali- z tęsknoty. Pani przykucnęła przy mnie. "Tobi, tobie lecą łzy?!" Nadbiegły sąsiadki, rozczuliły się, każda przemawiała słodko, głaskały mnie, czułem się przez to jeszcze bardziej pokrzywdzony. Podniosłem łeb i zawyłem. Wtedy z garażu wyjrzał Pan. "Tobi, histeryku. Żyjesz jak pączek w maśle i jeszcze narzekasz?" Z Panem nie warto dyskutować, nawet Kuba tego nie robi. Tymczasem kobiety przestały mnie głaskać, gdyż podjęły temat ciężkiego losu niektórych psów. Ale ja i tak miałem nagrodę, bo poszedłem z mamą Jadzi i z Panią na cmentarz. Tylko co to za dzień bez dzieci? Na szczęście godziny mijały i pod wieczór moje serce znowu pękało, ale tym razem z radości! Cała grupa pielgrzymów wróciła, a martwa cisza w mieszkaniu skończyła sie jak ręką odjął. Cześć. Tobi.