Hau, Przyjaciele!
Słońce świeci wiosennie, ale Pan nucił po mszy kolędy. Zapytał dzieci, czy nie przeszłyby się dzisiaj po kościołach , by obejrzeć przeróżne stajenki. Kuba zrobił jakoś fałszywie smutną minę. "Idę na kolędę, przecież wiesz. To potrwa jeszcze przez najbliższy tydzień." Pani mruknęła, że marzy o chwili ciszy, o książce, kocu i tapczanie. Wieczorem proponuje rodzinne gry, ale teraz, po obiedzie, chciałaby tylko ciszy. Rzuciliśmy się z Pauliną na Pana równocześnie. Ja z piskiem, ona z pocałunkami. "Weźmiemy więc Tobiego i idziemy w trójkę." No i poszliśmy. Oni gadali jak nakręceni, ja wąchałem tajemnicze i obce ślady w różnych częsciach miasta. Co jakiś czas wiązali mnie pod kościołami. Nie buntowałem się. Dobrze jest od czasu do czasu wyjść poza swoją dzielnicę. Wtedy nawet smycz mi nie przeszkadza. Mało tego, czuję się z nią pewniejszy. Nie liczyłem, ile kościołów odwiedzili, ale chyba sporo. Wróciłem tak zmęczony, że już nie śledziłem, jak grali wieczorem w karty, bo spałem wykończony taką pełną ruchu niedzielą. Cześć. Tobi.