Hau, Przyjaciele!
Poszli! Najpierw do kościoła, potem do szkoły. Zostawili mnie, ale przecież nie jestem od dawna szczeniakiem, więc spędziłem miłe przedpołudnie. Najpierw zdrzemnąłem się na tapczanie Kuby, gdyż nie zdążył schować pościeli. Mam nadzieję, że będzie się to częściej zdarzało. Potem chwyciłem jego piżamę w zęby i ułożyłem się wygodnie w fotelu Pana. Wcale nie czułem się wyspany, gdy wpadła umundurowana Paulina. Złapała telefon, zadzwoniła do Pani i opowiadała bez końca. Jest nowa pani z historii, a religii będzie uczył katecheta. Dziewczyny uznały, że jest przystojny i teraz konają z ciekawości przed pierwszą lekcją. Kuba nie wrócił w tak dobrym nastroju. Miał raczej niepewną minę. Też chwycił telefon i skąpo odpowiadał na pytania Pani, że wychowaczyni bardzo młoda i miła, ale przestraszył się jakiegoś drugorocznego ważniaka i zdziwiły dwie wulgarne dziewczyny. Ale po chwili chłopcy już gnali na rowerach i wszelkie obawy uciekły z wiatrem. Chciałem biec za nimi, ale ostrzegli, że jadą odreagować stres, dlatego wybrałem wolny i bardzo głośny spacer z czterema piątkolasistkami. Cześć. Tobi.