Hau, to ja!
Opalona i radosna wróciła z wędrówki po Tatrach Hania. Jest już studentką, a to coś bardzo ważnego, bo Paulina i Jadzia spoglądają na nią z podziwem. Furtka się prawie nie zamyka, od rana wpadają koleżanki i koledzy. Bardzo ich lubię, obskakuję, zapraszam do zabawy, no i jestem teraz wreszcie dopieszczony, wygłaskany. "Młodzieży, a może by tak drzewa narąbać?"- zapytała zaczepnie pani Maria, gdy studenci już ponad godzinę żartowali z Hanią i jej koleżankami w ogrodzie. "Szok!"- skomentował to Jacek i bardzo chętnie chwycił siekierę, którą Kuba przyniósł z piwnicy. Łukasz przytaszczył pieniek, pokazał, gdzie jest stos bali do rąbania. No i zaczęła się praca. Ja udawałem, że się boję, studenci udawali, że nie są zmęczeni, pani Maria udawała, że ma wyrzuty sumienia. Tylko Funia spała i niczego nie udawała. A pod wieczór ojcowie byli zachwyceni, że koledzy Hani wybawili ich od jednej z cięższych prac. Nawet zaczęli się zastanawiać, czy by im na jutro jakiejś pracy nie podsunąć, ale pani Maria oświadczyła, że zatrudni teraz Kubę i Łukasza. Nie wiem, dlaczego chłopcy chcą jutro od rana wyjechać na rowerach? Przecież nasza sąsiadka ma dobre pomysły. Cześć. Tobi.