Hau, Przyjaciele!
Gdy podjechaliśmy wreszcie pod nasz dom, Funia nie zachowała kociego spokoju ani miny sfinksa. Miękkimi ruchami podeszła do samochodów, ocierała się o każdego, a o mnie to się prawie owinęła. Liznąłem ją serdecznie po uszach, by podziękować za takie powitanie i za dzielne stróżowanie. Zaraz zabrałem się do pracy, z jazgotliwym szczekaniem rzuciłem się do płotu. "Tobi, jaki tu był spokój bez ciebie!"- śmiech Pani Marii wskazywał, że cieszy się z mojego powrotu, więc po raz kolejny zacząłem ją obskakiwać i przymilać się. Potem z piskiem szczeniaka rzuciłem się do furtki, bo przyszli dziadkowie, najpierw jedni, potem drudzy. Bardzo ich kocham, a gdy przynoszą reklamówki z jedzeniem, to prawie się rozpływam z zachwytu. Wakacyjny nastrój trwał do wieczora, bo ojcowie zrobili grilla, by usiąść z sąsiadami, opowiedzieć o wakacjach, wysłuchać relacji innych. Leżeliśmy z Funią ogon w ogon i czułem, że lubię nasz dom i jego mieszkańców. Cześć. Tobi.