Hau, Przyjaciele!
Jedziemy do domu, ale bez pośpiechu. W Połańcu wszyscy poszli na mszę świętą, a ja czekałem niecierpliwie w samochodzie. Potem spacerowaliśmy po centrum, co nie było dobrym pomysłem, bo nie cierpię smyczy. W drodze do Pacanowa wszyscy opowiadali o Koziołku Matołku i zachwycali się nim. Musieliśmy się zatrzymać w tej miejscowości, rodzice i dzieci podziwiali jego pomnik. Nie pozwolili mi go oznaczyć! A ja uważam, że psy są lepsze od kozłów i ciekawe, czy jest gdzieś pomnik psa. "Następny postój urządzimy w lesie"- zapewnił tata Łukasza, więc skoczyłem zaraz na jego jasne spodnie, robiąc śliczne "pieczątki" moimi zakurzonymi łapami. No i stanęliśmy za Opatowcem. Wszyscy mieli taką ochotę na ruch, że rozegrano krótki mecz siatkówki, potem najlepsza zabawa, czyli rzucanie szyszkami i wreszcie wyścigi. Jakoś nikomu nie chciało się jechać dalej. Rodzice kręcili nosem na pracę, a ja nagle przypomniałem sobie Funię. Stara kocica już tyle czasu pilnuje domu! Trzeba wracać! Pierwszy wskoczyłem do samochodu. Koniec urlopu. Cześć. Tobi.