Hau, to znowu ja!
Moja rodzina wróciła z kościoła bardzo rozgadana. Omawiali jakieś ważne i podobno ciekawe kazanie. Rozsiedli się i każdy mówił, jak to jest z lubieniem innych i siebie. Kuba narzekał, że nie znosi swojego niskiego wzrostu, chudych nóg i jasnych włosów. A skoro nie przepada za sobą, to nie musi lubić innych. Paulina przyznała, że bardzo siebie samą lubi, a innych raczej też. Tak rozmawiali, przekonywali Kubę, że wnet wyrośnie, że zmężnieje, że przestanie być tak krytyczny. Niepotrzebne dyskusje! Ja lubię wszystkie psy z wyjątkiem bezczelnego Aresa, który mnie prześladuje i wyzywa. No i po obiedzie miałem pecha, bo go spotkałem. Ani Kuba, ani Jarek nie zdążyli nas zapiąć na smycze. Stanęliśmy na sztywnych nogach, spojrzeliśmy na siebie groźnie, nastroszyliśmy sierść na grzbietach i trochę warczeliśmy. Chłopcy krzyczeli na nas, dlatego powoli wycofaliśmy się. A gdy dochodziłem do furtki, to zobaczyłem, że Ares zamerdał ogonem. Chyba trochę go lubię. Czy to znaczy, że już dorosłem? Cześć! Tobi.