Hau, to ja!
Gdy przywieziono mnie z Suwalszczyzny w połowie lipca, dostałem miękki kocyk jako legowisko. Owszem, czasami ucinam sobie na nim drzemkę lub gryzę kości. Szczególnie wtedy, gdy Pan jest w domu. Lecz lubię też wiele innych miejsc- np parapet, z którego dokładnie widać chodnik, ulicę i kościół. Chętnie rozwalam się w fotelu Pana, gdyż czuję się wtedy ważniejszy. Kuchania też jest dobra, ponieważ można coś smacznego wyżebrać. Wczoraj tak się jakoś chłodno w nocy zrobiło, że rozejrzawszy się uważnie po mieszkaniu, wpakowałem się pod kołdrę Pauliny. Było mi ciepło, więc nie wyszedłem w porę i rano Pani mnie przyłapała. "Nie wolno, Tobi, nie wolno"- usłyszałem kilka razy. A po paru godzinach- niespodzianka! Pani przywiozła mi wiklinową budkę! Przemyciłem szybko kilka kości i nawet jeden węgielek z ogrodu. "Tobi, do budy!"- wołała Paulina, a ja posłusznie wchodziłem i wszyscy się śmiali. Gdy wróciłem z wieczornego spaceru, zastałem u nas Panią Marię. Popiszczałem z radości i wszedłem do mojej budy. A tu syk i trzask, oberwałem w pysk. Bezczelna Funia przekroczyła wszelkie granice gościnności! Rozłożyła się w moim domku i nie chciała za nic wyjść! Cześć. Tobi.