Hau, to ja!
Źle zaczęło się dziać wczoraj wieczorem, gdy moja kochana rodzina wróciła. Najpierw się wzruszyli, bo urządziłem powitalny koncert łączący dziki taniec i niesamowite piski. Większość sąsiadów wyszła zobaczyć, co się dzieje i uznali zgodnie, że dla takich chwil warto mieć psa! W nagrodę Kuba wziął mnie jeszcze na szybki spacer, bym mógł wyrzucić z siebie emocje. Ale one przeszły na innych, bo nagle okazało się, że Kuba musi jeszcze napisać zadanie z polskiego, że Paulina zapomniała kupić bibułkę na jutrzejsze zajęcia, Pan zły, bo czeka go w pracy coś trudnego, a Pani się wściekła, że nikt jej nie pomaga! Schowałem się przerażony pod kuchenne krzesło i straciłem ochotę na jedzenie. To rozbroiło Panią, która zawołała, że przez te awantury Tobi ma depresję! Wszyscy przybiegli zawstydzeni do kuchni, zaglądali pod krzesło, pytali, jak się czuję, a ja udawałem, że boję się wyjść i spoglądałem na nich tak smutno, że zapomnieli o swoich złościach. Paulina na rękach zabrała mnie do swojego pokoju i położyła na kołdrze, co jest wspaniałym lekiem na psią depresję, ale udawałem dalej, bo to miło, gdy się nami zajmują, co nie? Do jutra, Tobi.