Hau, hau!
Jestem niewyspany! Byłem wczoraj wieczorem u Bartka na imieninach. On mnie właściwie nie zaprosił, ale imprezę zorganizował w ogrodzie, to wszyscy się wepchali, ja też. Lubię jego koleżanki, bo się mną zachwycają, a koledzy dobrze rzucają kamyki i rozumieją, że pies chce się tyle bawić. Dwaj chłopcy grali na gitarach i wszyscy ładnie śpiewali, a jedna dziewczyna przyniosła skrzypce. Gdy usłyszałem jakiś szczególnie wysoki dźwięk, to nagle podniosłem łeb i tak żałośnie zawyłem, że sam się zdziwiłem. Towarzystwo pokładało się ze śmiechu. Potem co kilka piosenek skrzypaczaka "zmuszała" mnie do śpiewu. W końcu uciekłem do domu, zresztą Paulina też się zbierała, bo zrobiło się zimno. Pani mówiła, że na św. Bartłomieja odlatują bociany. Ciekawe, czy mają wcześniej pożegnalną imprezę. Myślałem o tym w czasie pracy, gdy rodzina poszła do kościoła. Pan kazał mi siedzieć przy płocie i mieć oko na przykościelny parking. Nie jestem już bezrobotny, chyba zarobię na dobry obiad. Cześć, Tobi.