Hau, to ja, Wasz Tobi!
Boję się! Martwię się! Chyba jestem przerażony! Chodzę krok w krok za Pauliną, a ona mnie mocno przytula i szepcze do ucha niepokojące tajemnice!
– Tobi, pieseczku! – słyszę po raz dziesiąty. – Jedziemy na pielgrzymkę. Ty pójdziesz do pani Marii na niecałe trzy dni, co?
Lubię panią Marię, ale coś czuję, że lubiłbym też pielgrzymkę. Dlatego obraziłem się na Paulinę i wybiegłem sam do ogrodu. A ponieważ furtka była wyjątkowo otwarta, postanowiłem też wyruszyć na pielgrzymkę, pod nasz kościół. A co, do Boga idzie się na całego!
Truchcikiem dobiegłem na kościelny dziedziniec i aż przysiadłem z wrażenia, a potem się rozpłaszczyłem! Od Wilczych Dołów biegły w moją stronę dwa stare i duże psy. Już z daleka czułem, że to niemiłe samce! Instynkt kazał mi się schować pod brzuch mamy lub za nogi Pauliny, ale...ale... .
– Co to za wypieszczony szczeniak? Brzuch napęczniały, pewnie najedzony – szczeknął krótko kudłaty.
– Zostaw malucha! Narobi wrzasku, pisku i będą nas gonić, a tu trzeba myśleć, gdzie zdobyć coś do żarcia – warknął większy.
Psy prychnęły z obrzydzeniem, by mnie całkiem upokorzyć. Podniosłem się, gdy były już dostatecznie daleko i z całych sił na moich krótkich jamniczych nóżkach popędziłem do domu. W ogrodzie zderzyłem się z Pauliną.
– Tobi, gdzie sie włóczysz, łobuzie? Chyba nie skorzystałeś z otwartej furtki, co?
Jak powiedzieć, że wróciłem mądrzejszy z pielgrzymki pod kościół? Może Paulina przeczyta ten list?
Pozdrawia Was Tobi, pielgrzym