Szanowna pani Magdaleno Korzekwa,
Właściwie nie chciałem zabierać głosu na temat potrzeby ustawiania znaków drogowych w ogóle. Chciałem się ograniczyć tylko do tego jednego znaku o samolotach.
Ponieważ sam mieszkam niedaleko tego miasta i lotniska, o którym mowa, znam ten temat z Autopsji.
Proszę sobie wyobrazić, ze Pani spokojniutko jedzie sobie ta autostrada i nagle na wysokości 50 metrów nad Pani głową pojawia się potężna maszyna, która robi potężny hałas o sile co najmniej 200 decybeli a do tego wszystkiego jeszcze potężny podmuch powietrza tak, ze Pani pudełko (samochód) zaczyna troszeczkę “tańczyć” po jezdni. Ale Pani musi w ułamku sekundy zareagować, bo jeżeli nie, spowoduje Pani wypadek drogowy (ja to przeżyłem).
Czy wtedy nie byłaby Pani wdzięczna, ze ktoś 500 metrów przedtem ostrzegł Panią, ze coś takiego może nastąpić?
Ten inny scenariusz, który Pani przedstawiła (śledzenie samolotu), może wystąpić tylko wtedy, jeżeli zachowa się Pani nieodpowiedzialnie.
W tym miejscu chciałbym jeszcze dodać, ze człowiek może stosunkowo szybko wyciągnąć niewłaściwe wnioski nie znając sedna problemu.
Znaki drogowe służą człowiekowi, jeżeli ten ostatni ustawia je w miejscach, w których one są potrzebne i konieczne.
Przesyłam pozdrowienia,
Jan Mnich, Darmstadt
Odpowiedź Magdaleny Korzekwy
Szanowny Panie Janie Mnich,
dziękuję za uwagę poświęconą mojemu tekstowi. Oczywiście, że może się zdarzyć tego typu skrajna sytuacja, której Pan doświadczył i w której nawet znak "samolot" może przydać się kierowcy. Mój artykuł ma jednak nieco inny charakter niż techniczna analiza znaków drogowych. To przede wszystkim refleksja nad tymi znakami, bez których w życiu żyć się nie da. A są to znaki miłości i wsparcia. Niemal wszystkie inne znaki dadzą się zastąpić zdrowym rozsądkiem i skupieniem uwagi.
Serdecznie pozdrawiam.
Magdalena Korzekwa