nasze media Mały Gość 4/2025
dodane 16.04.2025 08:52

Ci, co są w niebie, są bardzo blisko. Bliżej niż wtedy, kiedy z nami żyli na ziemi.

Byłam niedawno na pogrzebie listonosza. Znałam go od dziecka. Pamiętam, jak przychodził do naszego domu… Tak, dobrze czytacie, przychodził, nie przyjeżdżał na rowerze albo innym pojazdem, przychodził z wielką, pękatą torbą pełną listów, zawiadomień i wezwań do różnych urzędów.

Wtedy jeszcze ludzie pisali listy na papierze, wkładali do koperty, wpisywali adres babci, cioci, znajomego czy przyjaciela i wrzucali do skrzynki pocztowej. I czekali aż list dotrze do adresata. A potem czekali na odpowiedź. Listonosz te wszystkie przesyłki z poczty roznosił do ludzi.

Do nas przychodził pan Rufin. Przed świętami przynosił piękne, kolorowe kartki świąteczne, niektóre mieniły się brokatem. Pamiętam, że rozkładał je ostrożnie na parapecie w przedpokoju, a mama wybierała, które jej się spodobały. Czasem też mi pozwalała wybrać. To wybieranie trochę trwało, bo pan Rufin miał dużo cierpliwości, wydawało się że ma wyłącznie dla nas, jakby przyszedł tylko do naszego domu.

Dzisiaj rozumiem, że chodziło nie tylko o kartki, o przyniesienie listu czy zawiadomienia. To były spotkania z człowiekiem. Pan Rufin każdego szanował, z każdym porozmawiał, spotkany na ulicy zawsze życzliwie pozdrowił, uśmiechnął się. Nie czekał, aż ktoś zrobi to pierwszy. Skąd on to miał?

Wtedy, jako nastolatka, nie mogłam tego wiedzieć. Teraz chyba już trochę wiem. Bo przed oczami mam kolejne obrazy. Pan Rufin w kościele, zawsze blisko Pana Jezusa. Pan Rufin prowadzący modlitwy w czasie adoracji Najświętszego Sakramentu. Pan Rufin z serdecznymi życzeniami dla kapłanów świętujących urodziny. Pan Rufin na pielgrzymce ze sztandarem parafialnym.

I na koniec jeszcze jeden obrazek. Tym razem pokazany na pogrzebie. „Kiedy pan Rufin był już chory i nie mógł z żoną przychodzić do kościoła, zapraszał do swojego mieszkania księdza. I kiedy wchodziłem po schodach, już z daleka słyszałem delikatne dzwonienie. W drzwiach stał pan Rufin. W jednej ręce trzymał dzwonek, w drugiej zapaloną świecę. Tak za każdym razem witał Pana Jezusa” – wspominał proboszcz.

Ten numer „Małego Gościa” będziecie może czytać w czasie Świąt Wielkanocnych. Tydzień później w Rzymie papież ogłosi, że nastoletni Carlo Acutis jest świętym. Co ciekawe, w jego beatyfikacji kilka lat temu uczestniczyła mama, a teraz będzie się cieszyć z kanonizacji syna. Piętnaście lat żyła obok niego i pewnie nie spodziewała się takiej uroczystości. Przeczytajcie, jak o swoim Carlu na stronach od 8 do 13 opowiada jego mama Antonia. Jakim był dzieckiem, jak dorastał...

Myślę, że wielu mogłoby znaleźć w rodzinie, wśród znajomych, sąsiadów takich, o których mówi się „to święty człowiek”. Na pozór nic nadzwyczajnego. Po prostu zawsze dobry, uczciwy. Żyjący normalnie. Po Bożemu. Jak mój znajomy listonosz, pan Rufin. Dobry człowiek. Teraz już wiem, skąd on to miał. On szczerze kochał Pana Boga i Kościół.

Pan Rufin i wszyscy święci żyjący obok nas mogliby jak Carlo Acutis powiedzieć: NON IO MA DIO, czyli NIE JA, ALE BÓG. Te słowa znajdują się na pamiątkowym magnesie-zakładce. Zapamiętajcie je i powtarzajcie często. Miejcie ten magnes zawsze blisko, przy sobie. I proście Carla o pomoc, gdy coś Wam zasłania Pana Boga. On i inni święci są blisko, i chcą Was wspierać, byście nie zmarnowali życia.

Pozdrawia Was  Gabi Szulik, która już zapamiętała:  NON IO MA DIO

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..