Pewnego słonecznego dnia trzej chłopcy: Franek, Janek i Tomek postanowili wyjechać na biwak i nocować w namiocie na pięknej polanie. Wszystko zapowiadało się wspaniale, a chłopcy nie mogli się doczekać wieczoru. Cały dzień o niczym innym nie myśleli, tylko o tym, co zabrać na tę wyprawę i w jakie zabawy będą się bawić. Nie mogli usiedzieć w miejscu.
W końcu nadszedł upragniony wieczór. Franek, Janek i Tomek spotkali się na polanie i rozpoczęli rozmowę.
Najpierw pełen energii zapytał Franek:
-Możemy się chyba zabierać do pracy, prawda Janku?
-Tak, możemy już rozkładać namiot.
Chłopcy byli pełni zapału i bardzo szczęśliwi. Kiedy zrobiło się ciemno, Franek
zaproponował:
-Może położymy się już spać?
-Masz rację, Franku, robi się już ciemno, powinniśmy wejść do namiotu, ale przed snem poopowiadajmy sobie straszne historie i pobawmy się w coś.
-To świetny pomysł!! - krzyknął zachwycony Tomek .
Kiedy chłopcy byli już w namiocie, to zaczęli się bawić w udawanie zwierząt: najpierw piali jak koguty, a potem gdakali jak kury, miauczeli jak koty i
szczekali jak groźne psy. Ta zabawa była bardzo śmieszna i nawet nie zauważyli, jak
czas szybko przeleciał i że jest już dziewiąta w nocy. Na biwaku nie idzie
się oczywiście wcześnie spać i co to byłby za biwak bez opowiadania strasznych
historii!
Chłopcy zabrali się do dzieła. Pierwszy zaczął opowiadać Tomek:
-Dawno temu w górach w opuszczonej chatce mieszkały.......
Chłopiec wprowadzał straszną atmosferę, wszystko wydawało się upiorne, sowa pohukiwała jak duch, a Tomek opowiadał tak przeraźliwie, że aż ciarki
chodziły po plecach.
Po pewnym czasie Janek włączył latarkę, bo było już tak ciemno i czarno, że bez światła musieliby iść spać, bo nie da się bawić po ciemku.
Kiedy Tomek skończył tę historię, to Janek rozpoczął kolejną, jeszcze straszniejszą i dłuższą. Po tych przerażających opowiadaniach chłopcy w końcu zrobili się senni i zasnęli z nadzieją na jeszcze jedną wspaniałą noc.
Nagle Janka i Tomka obudził dziwny dźwięk. To chrapał ich kolega, Franek. Byli tak zmęczeni i zdenerwowani nagłym przebudzeniem, że nie zostawało im nic innego jak wyniesienie chrapiącego Franka z namiotu.
Biednemu i zmarzniętemu Frankowi śniły się straszne rzeczy. Najpierw gonił go potwór lodowy, który miał nos jak biały patyk i długie śnieżnobiałe spodnie. Potwór zamroził Frankowi jedną rękę, a potem zesłał na ziemię lodowe meteoryty, które były zimniejsze od lodu.
Nagle Franek obudził się ze strasznym wrzaskiem i okazało się, że meteoryty to deszcz, który niedawno zaczął lać jak z cebra. W tej samej chwili po chłopów
przyjechali rodzice. Byli bardzo zdenerwowani, widząc Franka leżącego przed namiotem, całego zmarzniętego i przemoczonego.
Tak właśnie skończyła się noc w namiocie. Franek wspominał ją bardzo źle,
bo leżał przez tydzień chory w łóżku i nie mógł spotykać się z kolegami. Oni jednak przyszli do niego, aby przeprosić za swe niewłaściwe zachowanie.
Franek, chłopak o dobrym sercu, oczywiście im przebaczył i nie wiadomo czemu
już nigdy nie chrapał.
Wyjeżdżali jeszcze niejednokrotnie na biwaki, które kończyły się już zawsze bardzo dobrze.