Jan Bosko opiekował się bezdomnymi, biednymi chłopcami w Turynie. Było to przed około 150 laty. Wtedy nie było jeszcze słynnego klubu piłkarskiego Juventus Turyn. Gdyby był, Jan Bosko na pewno chodziłby z chłopcami na mecze ligowe. Chłopcy doskonale wiedzieli, że ksiądz Bosko ich kocha. Stad ich rozpacz, gdy kiedyś zachorował. Postanowili błagać Pana Boga o cud. Przez całą noc odmawiali różaniec, klęczeli na podwórzu, pościli. I stał się cud. Ksiądz Bosko wyzdrowiał. Wśród wrzasków chłopcy wnieśli księdza Jana na ramionach do szopy, w której się spotykali. Ksiądz Bosko najpierw podziękował im za modlitwę, a potem obiecał, że poświęci im wszystkie dni, jakie Bóg mu jeszcze da. Często chłopcy byli niegrzeczni. Gdy któregoś dnia zniszczyli ogród pielęgnowany przez mamę księdza Bosko, kobieta postanowiła zostawić chłopców i wrócić do domu. Nie mogła już wytrzymać rzucania na ziemię upranej bielizny, zabierania kuchennych naczyń do zabawy. Ksiądz Bosko wiedział, że mama ma rację. Żeby Ją nakłonić do pozostania, pokazał jej krzyż wiszący na ścianie. Mama zapłakała. Potem przepasała się fartuchem i wróciła do kuchni. Z chłopcami została do końca swojego życia.