Andrzej Apostoł to ten, od którego wzięły się andrzejki. Miał nie byle jakiego brata, bo pierwszego papieża, czyli Szymona Piotra. Nie wiadomo, czy w dzieciństwie obydwaj byli grzecznymi chłopcami i któremu z nich udawało się łowić większe ryby w Jeziorze Genezaret. W każdym razie, kiedy Andrzej dorósł i spotkał Jezusa, oszalał na Jego punkcie. Chciał o Nim opowiadać wszystkim ludziom. Podobno piechotą dotarł aż nad brzegi Dniepru i Donu. Zginął w miećcie Watras na terenie dzisiejszej Grecji. Kiedy tam przybył, namiestnik rzymski kazał go aresztować, a potem skazał na śmierć na krzyżu o kształcie litery X. Andrzeja zaprowadzono na ogromny plac, gdzie zebrało się dwanaście tysięcy ludzi. Dotarłszy na miejsce, Andrzej zdjął ubranie i oddał je katom. Ci zaś dźwignęli go na krzyż, napięli jego ciało powrozami i zawiesili go tak, jak im kazano. Wtedy cały tłum zażądał uwolnienia apostoła. Ale Andrzej nie zgadzał się na to. Wołał z krzyża: Panie, Jezu Chryste, nie pozwól, aby mnie zdjęto z krzyża, zanim nie oddam Ci mojej duszy. Kiedy to mówił, otoczyła go olśniewająca jasność, tak, że nie można było na niego patrzeć? Trwało to około pół godziny. Kiedy jasność ustała, Andrzej już nie żył. Tradycja podaje, że było to 30 listopada około 65 roku.