Pokonał 40 tysięcy kilometrów. Jako pierwszy Polak zdobył Góry Księżycowe. W podróż wybrał się... rowerem.
Kazimierz Nowak, urzędnik z Poznania zasłużył na wiele medali. Samotnie przewędrował Afrykę. Podróżował w latach 1931–36. Zmagał się ze skwarem pustyni, grozą dżungli, głodem, pragnieniem, chorobami i dzikimi zwierzętami. Bywał bliski śmierci. Zawsze wychodził zwycięsko. Prawdziwy mistrz świata w surivalu, czyli sztuce przetrwania.
Rowerem przez pustynię
Kazik wyruszył w podróż dlatego, że był... biedny. Pisaniem reportaży i zdjęciami z podróży, a zrobił ich ponad 10 tysięcy, chciał utrzymać rodzinę. Swój rower „nieodłączny przyjaciel, druh serdeczny, w każdej chwili gotów do pomocy” – jak pisał o żelaznym towarzyszu podróży – obładował 60 kilogramami bagażu, zapasami jedzenia i wody. – Ale jakiej wody? – zastanawiał się – Od dwóch tygodni piję sól. Wszystko słone. I herbata, i kawa, nawet piaski. Z każdym dniem ubywało mu zapasów i sił. Czasem rower musiał brać na plecy. Na szczęście na pustyni spotykał przyjazne karawany. Sensację wzbudzał jego rower: „Chcieli zobaczyć rzecz ani trochę do wielbłąda niepodobną” – pisał. Biali reagowali różnie. Jedni byli życzliwi, inni pukali się w czoło: – Panie, rowerem przez pustynię? I zadawali setki pytań. „Nikt nie potrafił zrozumieć, że rowerem można zabrać odpowiednią ilość wody, że najlepszą busolą jest słońce, że wrodzony zmysł orientacyjny to niezastąpiony przewodnik i że najskuteczniejszą eskortą jest własna odwaga”. W Wielką Sobotę podróżnik dotarł krańcowo wyczerpany do kolejnej oazy. Cierpiał na ślepotę pustynną. Dobrze, że w oazie był lekarz. „Cudem uszedłem śmierci. W ustach czułem smak własnej krwi. Dziękowałem Bogu, za to, że zdążyłem do oazy na czas” – zapisał w swoich notatkach.
Wśród krasnali
Gdy Kazik przybył do plemienia Szilluków, serdeczni tubylcy wzięli go za misjonarza. Przed padre Casimiro (ojcem Kazimierzem) popisywali się znajomością modlitw. Dziecko, które urodziło się w dniu przybycia Kazika do wioski, nazwano na jego cześć: Casimiro. Nowak tak opisywał ich zwyczaje: „Szillukowie trudnią się rolnictwem i pasterstwem. Od dziecka władają oszczepem. Zmieniają imię dwa razy”. Innym razem Kazik Nowak gościł wśród Pigmejów. „Przebywałem wśród takich krasnali, tylko długich bród pozbawionych, bez barwnego stroju i kapturków, za to czarnoskórych – pisał. – Zajadam z nimi mięso słonia oraz barwne grzyby, zupełnie jak te z bajki”. Kazik poznał wiele ludów. Jego zapiski to kopalnia wiedzy o Afryce. W swej wielkiej podróży spotykał też osiadłych w Afryce Polaków. „Czekaliśmy na Pana” – słyszał od nich zawsze. A serce Kazika drżało na dźwięk ojczystej mowy.
Anioł stróż nad rzeką
Jednego dnia zapisał tak: „Mówią, że mam dobrego anioła stróża. Musi to być prawda, skoro nawet nad Rzeką Krokodylą, doświadczyłem jego opieki”. Tego dnia Kazik był pewny swej śmierci. Pomoc przyszła dzięki... żyrafom. Zwierzęta pozrywały druty telegraficzne w pobliżu miejsca, gdzie leżał Kazik. Ekipa naprawcza znalazła wycieńczonego podróżnika. Anioł pilnował Kazika również w buszu. W nocy wśród ponurych pomruków Kazik usłyszał nagle dziwny szmer. „Przystanąłem, drogę przegradzając rowerem – zanotował potem. – Jeden oszczep oparłem o rower, drugi, gotowy do ciosu trzymałem w dłoniach. Wtem ryk przeraźliwy i trzask łamiącego się drzewca. Gorąca krew bluznęła mi w twarz. I cisza. Przy świetle zapałki widzę potężny łeb, a z paszczy, z której wystają ostre kły, sterczy oszczep”. To było pod koniec grudnia. „I to mają być święta Bożego Narodzenia!” – pisał Nowak w listach do najbliższych. Dzielny poznaniak, po dwóch i pół roku podróży, dotarł na kraniec Afryki. Aż do Przylądka Igielnego. Droga powrotna zajęła mu tyle samo. Wierny rower nie dotrwał do końca podróży. Padł na jednej z pustyń. Nowak kontynuował podróż konno, pieszo, łodzią, na wielbłądzie. W rok po powrocie, 13 października 1937 r., zmarł osłabiony chorobami.
Na podst. książki: Kazimierz Nowak „Rowerem i pieszo przez Czarny Ląd”
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.