Pierwsze zwierzęta, które trafiły do farmy Tshugudu, to właśnie białe nosorożce. Potem pojawiły się następne, najbardziej zagrożone. Pomysł okazuje się być satysfakcją w momencie, kiedy osierocone lwy trafiają do Tshukudu, mając zupełną opiekę weterynaryjną. Małe osobniki nie byłyby w stanie poradzić sobie na wolności. Dziś mam okazję zobaczyć młodego, uratowanego lwa.
Poranek. Szybka kawa czy herbata. Słońce jeszcze słabe, pnie się coraz wyżej... Jest z nami mała grupa turystów. Zaraz za bramą, nasz przewodnik objaśnia kilka spraw. „W momencie kiedy lew pojawi się, mamy zakaz biegania po sawannie. Następnie - nie wolno pochylać się, kucać. Nie wolno brać ze sobą małych dzieci. Należy pamiętać, by torby, sznurki, i tym podobne, nie znajdowały się poniżej pasa. Jeśli lew idzie obok Ciebie, nie możesz zatrzymywać się. Jeśli lew zatrzyma się, można wtedy przystanąć. Proszę trzymać się tych wskazówek. Mam ze sobą broń i nie chciałbym jej używać. Dziękuję”.
Kiedy słyszę te wskazówki, dreszcz przechodzi po moich plecach. Jednocześnie ta niepewność budzi we mnie ciekawość. Po chwili widzę, jak lew nadchodzi... Myślę sobie, że to naprawdę lew (!), niemały lew... idzie w moim kierunku... Nie ukrywam zdziwienia, ale nie uciekam, bo przecież nie można biegać po sawannie. Stoję więc i patrzę zwierzakowi prosto w oczy. Lew ociera się o mnie, lekko zatrzymuje, podnosi głowę, jakby czekał na pogłaskanie. Przewodnik prosi, by nie stać, by iść na przód. Idziemy. Lew kręci się obok nas... Czasem skręca na polany... W pewnym momencie pojawia się gepard. Spaceruje swoim rytmem. Od czasu do czasu lew zatrzymuje się i wtedy mogę przystanąć, podziwiać i fotografować. Niektórzy ludzie boją się chyba, idą tuż obok przewodnika... a może tuż obok jego strzelby???
Lew spokojnie, ponownie przechodzi obok mnie, dotykam jego głowy, grzbietu i trzymam delikatnie za ogon. Zwierzak czuje się swobodnie. Nagle kładzie się nieopodal i zaczyna zdzierać korę z drzewa swoimi pazurami i zębami... Ależ wielkie ma zęby... Myślę sobie, że nie ma szans, by bronić się przed takim zwierzakiem... Właściwie KRÓLEM ZWIERZĄT.
Mogę fotografować, patrzeć, podziwiać, zachwycać się. Choć wcześniej nie zastanawiałam się, dlaczego lew jest królem. Teraz po prostu stwierdzam, że... jest.
Według Alexandra Lake’a, jednym z wyśmienitych tropicieli oraz organizatorów polowań w całej Afryce w latach dwudziestych, trzydziestych i powojennych, lew nie podejdzie do ognia, nie zaatakuje z wiatrem. Gdy podchodzi, słychać jego głodowe sapanie. Na szczęście ten nasz lew jest już po „śniadaniu”.
Słońce wyraźnie nagrzewa moje serce. Król lew wraca do buszu spokojnie, nie żegnając się.
Też nie żegnam się z lwem, by tę historię zachować dla Was.