nasze media Mały Gość 12/2024

fragment z książki A. Fiedlera "Wabiła nas Afryka Zachodnia"

dodane 31.07.2006 14:44

Delfiny pana Arkadego

„Delfiny pruły wodę niczym torpedy. Trzymały się zazwyczaj w grupkach po pięć, sześć sztuk, płynąc wachlarzem typowym dla kolarskich wyścigów.(...)

Co chwila – może na komendę? –wyskakiwały w powietrze tym swoim równym, cyrkowo sprawnym szykiem, błyskając w górze jaśniejszymi brzuchami.
Niebawem spostrzegliśmy, że jeden delfin wybijał się nad inne. Był to mistrz nad mistrze w akrobacji i jednocześnie arcykomiczny klown.
Wystrzeliwszy w górę z ucieszną miną fikał w powietrzu brawurowego koziołka lub czasem dla odmiany, będąc już w powietrzu, sunął prostopadle do rzeki, muskając ją tylko płetwą ogonową. Pozostałe delfiny, jakby nie chcąc być gorsze, łatwo wyprzedzały nasz statek i chętnie a odważnie nurkowały pod jego dziobem. Już Brehm pisał o delfinach, że „to stworzenia w wysokim stopniu towarzyskie i nader skore do igraszek” (...) Marynarze śledzili delfiny jakoś po swojemu rozrzewnieni. W pewnej chwili jeden zawołał: „Cholernie lubię delfiny!”


„A za co pan je tak lubi?” spytaliśmy go, ubawieni takim gorącym wyznaniem. „Za to, że lubią nas ludzi” odparł z przekonaniem. (..) ”Lubię delfiny także za to, że już nie jeden raz uratowały tonących w morzu ludzi. Sam widziałem taką historię. To było w zatoce Rio de Janeiro. Staliśmy wtedy na redzie...”
Motorzysta opowiadał z przejęciem. Wypadek zdarzył się na pasażerskim statku, czekającym na wejście do portu. Wypadła z niego do wody kilkuletnia dziewczynka. Początkowo nikt tego nie zauważył. Dziewczynka utonęłaby więc niechybnie, gdyby nie delfiny w zatoce. Dużą gromadą podpłynęły do niej, szamocącej siew wodzie, i zaczęły się bawić nią jak piłką, podtrzymując nosami nad powierzchnią wody. Dopiero wówczas marynarze na pasażerskim statku usłyszeli krzyki dziecka, więc czym prędzej rzucili na wodę obok dziewczynki koło ratunkowe, następnie spuścili szalupę. Dzięki delfinom uratowali pechową ofiarę. Była zdrowa i cała, nieco tylko przerażona i z kilkoma sińcami na ciele od przyjaznych, delfinowych nosów. „Ale czy delfiny ratowały ją świadomie?” powątpiewała Beata, patrząc na motorzystę. Marynarz zawahał się. „No... myślę, że tak. Tak, tak!” powtórzył już pewniej. „W każdym razie” wtrąciłem „miała dziewuszka podwójne szczęście. Były pod ręką delfiny, a nie było żadnego rekina” „Rekina?” zdziwił się motorzysta „Tam, gdzie delfiny? Nigdy! Rekin boi się delfinów, jak diabeł świeconej wody. Rekin choć, to żarłoczna i niebezpieczna bestia, nie da rady delfinom, bo trzymają się one zawsze w dużych stadach i lepiej pływają. Bywały przypadki, że jakiś nierozgarnięty, zadufany w swe zębiska rekin, zanadto zbliżał się do delfinów, i wtedy musiał wiać jak niepyszny. Szybkie delfiny, błyskawicznie otaczały napastnika i ze wszystkich stron atakowały go równocześnie swymi twardymi nosami., które w tym wypadku były jak młoty. Mogłyby rekina znokautować” (...)


« 1 2 »
oceń artykuł Pobieranie..